piątek, 31 stycznia 2014

Rozdział 6

Nie będę ukrywać,że z Perrie i Patty bardzo się wystraszyłyśmy. Łomot przy upadającym kamieniu był straszny,a odgłos tuczącej się szyby jeszcze gorszy.Szkło poleciało na wszystkie strony,a kamień (dosyć duży kamień) wylądował na kafelkach,które od razu popękały. Odskoczyłyśmy z dziewczynami do tyłu,bo szkło było dosłownie wszędzie.
-Kurwa.-zaklął Louis - Co to ma być?!
Podbiegł do okna mając nadzieję,że ten idiota-sprawca jeszcze tam jest,ale...nikogo nie było.Niall podszedł do kamienia,kucnął i zaczął coś przy nim robić.Spojrzałam mu przez ramię.Kamień był owinięty w biały papier.Blondyn odwinął go i zaczął czytać nabazgraną na nim wiadomość.Jaki oryginalny pomysł. Pomyślałam ironicznie. Wtedy Niall zaczął czytać na głos treść "listu".
-Macie godzinę na zabranie swoich rzeczy z jej domu... Ktoś mi wytłumaczy o co mu chodzi? - zapytał nas wyraźnie poirytowany.
-Pokaż to palancie - Louis wyrwał mu kartkę z dłoni i szybko przeleciał kartkę wzrokiem. - Kurwa. Emily,Patty chodźcie.Perrie i Zayn,wy też możecie jechać,potrzebujemy pomocy.
-A-ale gdzie jedziemy? - spytała moja przyjaciółka.Nie wyglądała za dobrze,była cała blada.
-Do waszego domu.Musicie się szybko spakować,nie wiem co on planuje,ale...chodźcie już. - złapał kluczyki,zapewne od samochodu i wyszedł z kuchni.
Spojrzeliśmy na siebie i wybiegliśmy za nim do garażu,gdzie wcisnęliśmy się do czarnego Land Rovera i odjechaliśmy.

                                           DZIESIĘĆ MINUT PÓŹNIEJ

Zatrzymaliśmy się z piskiem opon przed naszym domem.Podczas drogi nikt nic nie mówił,wszyscy byli zestresowani. Mieliśmy godzinę,godzinę na zabranie moich i Patty ciuchów,ważnych urządzeń i...no wszystkiego co się da.Wyskoczyłam z auta i poleciałam otworzyć im drzwi.Zaraz za mną biegła Perrie i Patty.
-Macie jakieś kartony? Gdzie są walizki? - spytała Pezz
-Na dole w piwnicy pod schodami. -powiedziałam i sama pobiegłam w wyznaczone miejsce. Wzięłyśmy wszystkie i poszłyśmy do naszej wspólnej garderoby.Nie było czasu na dokładne składanie,a miałyśmy tylko trzy walizki - dwie duże,jedną małą.
-Poradzę sobie z ciuchami,idźcie pakować inne rzeczy. - powiedziałam zestresowanym głosem - Patty nasze pieniądze.Weź je.
Otworzyłam wszystkie walizki,po czym po kolei brałam kolejne stosiki bluzek,spodni,sukienek...i wrzucałam do walizek. Uporałam się ze wszystkim (zaliczając do tego zapięcie walizek wypełnionych po brzegi) w dziesięć minut. Podeszłam z nimi do schodów i najzwyczajniej w świecie sturlałam każdą po kolei.Akurat przechodził Zayn i o mało nie wyrżnął przez jedną.Uśmiechnęłam się przepraszająco,na co on tylko przekręcił swoimi brązowymi oczami i zabrał pierwsze dwie do auta. Pobiegłam do Patty i z zadowoleniem zobaczyłam,że spakowała już nasze laptopy,tablet,ładowarki,radio i podobne rzeczy.Weszłam więc do mnie do pokoju i wyciągnęłam moje pudełka ze zdjęciami,pamiętnikami itp. i położyłam przed pokojem. Uznałam,że mam jeszcze kilka rzeczy do zabrania,więc zwinęłam jedno pudło sprzed łazienki,którą zajmowała się Perrie i wróciłam do pokoju. Brałam co się tylko da i wkładałam do środka: moje pudełeczka z biżuterią,wszystkie 14 par różnych okularów przeciw słonecznych,zdjęcia w ramkach,podręczniki na uczelnię i kochanego,ogromnego misia (może to głupie,ale dostałam go na święta od Patty dawno temu i zasypiam na nim od tego czasu). Kiedy szłam z tym dużym pudłem w stronę schodów usłyszałam ryk Louisa,żebyśmy się pospieszyły. Dziewczyny wyszły z pokoi z pudłami i zaczęły iść za mną. Włożyłyśmy wszystko do bagażnika i towarzystwo zaczęło pakować się do samochodu,a ja przypomniałam sobie o pudełkach ze zdjęciami.
-Jeszcze dwa pudełka mi tam zostały.Zaraz wracam.
-Emily godzina już prawie minęła... - odpowiedział mi Zayn - olej te pudełeczka i zwijajmy się stąd.
-Tam są moje wspomnienia,moje wszystkie zdjęcia.Nie zostawię tego.
-Okej leć,ale się pośpiesz. - tym razem odezwał się Tomlinson.
Wleciałam do domu.Już byłam w połowie schodów,gdy usłyszałam straszny łomot zamykanych drzwi,ale biegłam dalej.Złapałam pudełka i poszłam z powrotem,kiedy poczułam straszny smród...ogień. Zbiegłam po schodach i zobaczyłam płomienie,które odcinały mi drzwi.
-Kurwa,kurwa,kurwa - zaczęłam powtarzać w kółko.Nie wiedziałam co mam robić,zaczęłam krzyczeć imiona wszystkich,którzy przyjechali tu ze mną.Niemożliwe,żeby nie usłyszeli,nie zobaczyli...Stałam i nie wiedziałam co robić,a płomienie doszły już do salonu i zbliżały się niebezpiecznie do mnie.Stanęłam na schodach i wołałam dalej.Zaczynało mi brakować powietrza,dym był wszędzie.Wtedy do drzwi ktoś zaczął walić,chcąc je zapewne wyważyć.
-Emily!
-Emily!
Usłyszałam głosy Louisa i Zayna.Walili i walili,a mi zaczęło się kręcić w głowie.Kiedy w końcu je wyważyli z zawiasów...Zemdlałam.

                                               ~~Louis~~
Płomienie były wszędzie.Nie było drogi,żeby dostać się do leżącej na schodach Emily.Co robić,co robić...gaśnica.Jest nam potrzebna gaśnica.Bez słowa pobiegłem do samochodu,w bagażniku była jedna.Wyciągnąłem ją i wróciłem zaczynając robić sobie drogę do dziewczyny.Za mną szedł Zayn,odwróciłem się,żeby sprawdzić,czy płomienie nie odcięły nam drogi powrotnej.Na szczęście moje przypuszczenia nie były prawdziwe,ale zobaczyłem Perrie i Patty,próbujące wejść do domu.
-Wynocha stąd! -wydarłem się na nie i szedłem dalej. W końcu doszliśmy do schodów.Podniosłem Emily i przerzuciłem ją sobie przez ramię,a Zayn złapał pudełka i wziął ode mnie gaśnicę.Teraz to on szedł pierwszy,co jakiś czas gasząc kolejne płomienie.W końcu wydostaliśmy się w domu,który palił się już cały i kaszląc pobiegliśmy do auta.
-Kto to zrobił?! - wydarł się z pytaniem Zayn.
-Skąd mam wiedzieć,nic nie widziałem...wy dziewczyny nie zauważyłyście,żeby ktoś stąd odjeżdżał?
Obie zaprzeczyły.
Spojrzałem ostatni raz na palący się dom i ruszyłem w drogę do naszego.
W czasie drogi Perrie próbowała ocucić Emily,a Patty płakała w koszulkę Zayna,który ją przytulał.Pezz co jakiś czas zerkała na nich niezadowolona.
-
Zazdrośnica - mruknąłem dalej i skupiłem się na drodze.

                                                  ~~Emily~~

Obudziłam się w nieznanym mi pokoju.Łeb strasznie mnie bolała,a w gardle czułam nieprzyjemny smak dymu i gazu.Fuj.Odwróciłam głowę w prawo i zobaczyłam duże drzwi tarasowe i fotel,na którym siedziała Perrie.Widząc,że się obudziłam wstała i kucnęła przy mnie.
-No,no w końcu Em.Spałaś dobre 10 godzin.
-Eh...ghhghh - odchrząknęłam,bo do tego miałam chrypę - Cześć.
-Cześć,cześć - uśmiechnęła się - przyniosę ci wody.
Wyszła,a ja powoli usiadłam.Rozejrzałam się dookoła i stwierdziłam,że siedzę w salonie w ich domu.Spojrzałam przez okno.'Ciemno jak w dupie u murzyna' pomyślałam.Wtedy wróciła Perrie.
-Proszę. -powiedziała podając mi szklankę - nie chcę cię martwić,ale wyglądasz fatalnie.
-I tak się czuję - odpowiedziałam i spróbowałam się uśmiechnąć,ale wyszedł mi z tego chyba jakiś grymas,bo Pezz parsknęła tylko i usiadła obok mnie. -Hmm..Perrie yy...Przypomnisz mi,proszę,co się stało?
-Hmm no wiesz.Staliśmy sobie u nas w kuchni i wtedy przez okno ktoś wrzucił kamień i...-nie dokończyła,bo jej przerwałam.
-Tak,to pamiętam...Co się stało,kiedy wróciłam po te pudełka?
-Kiedy byłaś już w domu,a my rozmawialiśmy w aucie,ktoś podpalił wasz dom.Nie widzieliśmy go,a ty byłaś w środku...chłopaki zaczęli wyważać drzwi,a kiedy w końcu to zrobili wszędzie były płomienie,a ty leżałaś na schodach nieprzytomna.Musiałaś się uderzyć w głowę.W końcu cię stamtąd wyciągnęli i wróciliśmy tutaj,do nas.
-Och...A gdzie Patty?
-Śpi.
-Która godzina? -widziałam,że już ciemno,ale Patty chodzi spać po północy,więc się troszkę zmartwiłam.
Perrie spojrzała na swój zegarek.
-Po drugiej w nocy. -odpowiedziała na zadane przeze mnie pytanie - chcesz iść jeszcze spać?
-Nie,dzięki.A czemu ty nie śpisz?
-Wolałam być przy tobie.Chłopaki gdzieś pojechali,a Patt zasnęła już w samochodzie,kiedy tutaj jechaliśmy..strasznie płakała,Zayn wziął ją na ręce i zaniósł do jej pokoju,a ja...wolałam popilnować ciebie.
'Jej pokoju'.Już miała tutaj swój pokój.Dziwnie się z tym czułam,byłam w tym domu raz,nie ogarniałam go,tym bardziej Patty,która nawet nie zdążyła zobaczyć dokładnie parteru,ale pokój już miała.Głupie,wiem.
-Gdzie jest jej pokój? - spytałam,żeby przerwać ciszę,która nastała między nami.
-Obok mojego...twój jest naprzeciwko jej.
-Aha okej. - I znowu cisza.Boże,Boże,Boże,mogła by coś powiedzieć!
-Jesteś głodna? - och gratuluję Perrie,w końcu się do mnie odezwałaś.
-Hmm trochę.Zjadłabym tosty z nutellą.
-To chodź...dasz radę wstać?
-Spróbuję - odpowiedziałam,lekko się uśmiechając,po czym wstałam i zachwiałam się lekko,ale dałam radę utrzymać równowagę i zaczęłam stawiać pierwsze kroki,a Pezz szła za mną.
Doczłapałam do kuchni i zauważyłam,że wstawili nowe okno. 'Szybcy są.' pomyślałam. Blondynka podeszła do lodówki i wyciągnęła chleb tostowy.
-Nutella jest w szafce nad zlewem - powiedziała do mnie i włożyła pierwsze dwa kawałki chleba do tostera.
Po chwili już zajadałyśmy się pysznymi tostami.

                                                          ~~Louis~~
Kiedy wróciliśmy do domu Zayn zaniósł Patty do jej nowego pokoju,a ja ułożyłem Emily na kanapie.Pezz bez słowa usiadła na fotelu i patrzyła co robię.Zwołałem wszystkich chłopaków,naładowaliśmy broń i wyszliśmy.Rzuciłem tylko do blondynki,że wrócimy dopiero jutro,może nawet wieczorem.Kiwnęła głową,pocałowała Zayna na pożegnanie,po czym usiadła na swoim miejscu i zaczęła oglądać telewizję.Nigdy nie zadawała pytań typu: gdzie jedziecie,co chcecie zrobić.Dobrze wiedziała,że to nie jej sprawa,że nie musi wiedzieć..I dobrze.Usiadłem za kierownicą i ruszyłem. Mieliśmy niełatwe zadanie,trzeba było odnaleźć tego gnojka,który podpalił dom dziewczyn i dowiedzieć się,gdzie jest jego szef.Zadanie serio do dupy,bo nawet go nie widzieliśmy,prawda?Ale było oczywiste,że ten baran pójdzie do stałej kryjówki Johnatana,która znajduje się pod Big Benem.Odkryliśmy ją razem z tatą,kiedy miałem 17 lat i postanowiliśmy,że na razie jego ludzie nie muszą wiedzieć,że ją znamy...trzymałem się tego do dzisiaj.
-Gdzie jedziemy? - spytał Zayn
-Pod Big Ben.Będziemy tam siedzieć i patrzeć na każdego podejrzanego...poznamy ich,zobaczycie.
-A co jeśli nie? - tym razem pytanie zadał mi Harry
-Powiedziałem,że poznamy. - odpowiedziałem trochę zirytowany.
Resztę drogi nikt się nie odzywał.Szykowali broń,podsłuchy i nadajniki,a ja prowadziłem samochód.

                                                   5 godzin później-Louis?...Louis słyszysz mnie? - w moim uchu rozległ się głos Zayna.
-Hmm no słyszę - odpowiedziałem patrząc na zegarek.Było już po północy i przysnęło mi się na tylnych siedzeniach auta.Chłopaki chodzili po ulicach i siedzieli w pub'ach w okolicy.
-Big Ben normalnie jest zamknięty.Przed chwilą dwaj faceci weszli do środka tylnymi drzwiami...Chyba były otwarte. - powiedział,a ja od razu zerwałem się z podłogi i usiadłem z przodu odpalając silnik.Rzuciłem tylko,żeby zwołał wszystkich w bocznej alejce i ruszyłem.

Dojeżdżając zobaczyłem,że wszyscy już czekają.Zaparkowałem i wysiadłem z auta.Nikt nic nie powiedział,byliśmy bardzo cicho.Wskazałem palcem na drzwi,które były jakieś 10 m od nas i prowadziły chyba do piwnic wieży zegarowej. Zayn kiwnął twierdząco głową,a ja ruszyłem wyciągając z tylnej kieszeni mój pistolet.Reszta poszła w moje ślady.
Drzwi były otwarte.Popchnąłem je lekko i zobaczyłem schody na dół,oświetlone białymi lampami.Po cichu szedłem dalej.Na dole były kolejne drzwi,które tym razem były zamknięte.
-Kurwa - zakląłem pod nosem. - Trzeba je będzie wyważyć,ale tak za pierwszym razem...Liam?
-Już się za to biorę - podszedł do drzwi i...przyłożył do nich ucho,a już po chwili zaczął chichotać.
-Stary co ty odwalasz? - zapytał Zayn. Swoją drogą chyba trochę za głośno.
-Tam jakiś gościu chrapie na całego - powiedział Liam między napadami śmiechu. Po chwili jednak spoważniał.
-Wystarczy nasz standardowy łom do rozwalenia zamka.
-To do roboty,no już! - rozkazałem i odszedłem na bok,żeby mieli miejsce,a Niall wyciągnął z torby łom,o którym mówił Liam. Po chwili drzwi były już otwarte.
Wszedłem do środka i zobaczyłem dwóch śpiących facetów,całkiem zachlanych.Na stole stały butelki po wódce i innych alkoholach,a w powietrzu unosił się zapach tego wszystkiego. Chłopaki podeszli do nich i walnęli porządnie w pysk. Ci obudzili się i pospadali z krzeseł.Podnosząc się klęli pod nosem,a moi ludzie zaczęli ich kopać.Po chwili kiedy już zwijali się z bólu posadzili ich na krzesła i przywiązali sznurem.Podszedłem do pierwszego i zacząłem "przesłuchanie":
-Kim jesteś?
-Twoją teściową - wybełkotał,za co dostał w te skrzywioną już i tak mordę.Był zapewne starszy ode mnie,miał może 30 lat.
-Spytam jeszcze raz: kim jesteś?
-eh...Nick Jonson.
-A ty? - zwróciłem się do drugiego,młodszego faceta.Gówniarz,nie wiem czy miał 18 lat.
-Sam Stick. - odpowiedział,po czym sobie zaczął ziewać.Podszedłem powoli i jemu też dałem w pysk.
-Pracujecie dla Jonatana,zgadza się?
Cisza.
-Och dajcie spokój i tak was zaraz zabiję,więc odpowiadajcie.On już wam nic nie zrobi.
Dalej cisza.
-PRACUJECIE DLA JOHNATANA,TAK CZY NIE?! - kończyła mi się cierpliwość i zacząłem się wydzierać.W końcu ten małolat mi odpowiedział.
-Tak.
-Podpaliliście dom Emily,zgadza się?
-Tak.
No i taki dialog mi odpowiada,kuźwa.
-Dlaczego kazał wam to zrobić?
-Powiedział tylko,że chce zniszczyć najpierw twoje życie,a potem cię zabić.
Jasne.Sie boję,normalnie sikam w majty.
-Ma jeszcze jakieś plany?
-Wspominał coś o jakiejś blondynce,która z wami mieszka. - tym razem odpowiedzi udzielił mi ten starszy.Na jego słowa Zayn poruszył się niespokojnie.Popatrzyłem na niego,dając mu do zrozumienia,że Perrie jest bezpieczna i ma się uspokoić.
-Coś konkretnego? Wiesz co na nią planuje?
-Nie.
Usiadłem na stole i zaczynałem rozmyślać co robić.
-Gdzie on jest?
-W L.A. załatwia jakieś sprawy z innymi.
-Ma zamiar tutaj przyjechać?
-Za dwa tygodnie.
Zapatrzyłem się w swoje czarne conversy.Myślałem jak załatwić te sprawę.co robić? Niespodziewanie odezwał się znowu ten młodszy.
-Uważajcie lepiej.On chce cie wykończyć.Psychicznie i w ogóle całkiem.Powiedział,że wszyscy twoi bliscy będą po kolei ginąć,aż zostaniesz sam i wtedy cię zabije.
-Mówił coś jeszcze?
-Nie.
Wiedziałem więc już wszystko.Mogłem się ich pozbyć.Wstałem i dałem Niallowi znak,że już mogą robić swoje,a sam wyszedłem z pomieszczenia bez słowa.Po chwili rozległy się dwa strzały.
-Dzięki. - powiedziałem sam do siebie i wyszedłem z kryjówki ludzi Johnatana.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział słaby jak na mnie,ale cóż.Tak jakoś wyszło...Mam nadzieję,że się podoba.
Następny za tydzień w piąteczek ;)
Pamiętajcie,że dzisiaj wychodzi nasz upragniony teledysk do MM o 17:00!!! Pobijamy rekord,nie zapomnijcie hehe
Na reszcie piątek,chociaż dla mnie weekend zaczął się już tydzień temu.Ten przesiedziałam w domku,zresztą Ari też od środy siedzi chora.
Życzę miłego weekendu wszystkim!
Kath. xoxo <3

A NA KONIEC NASZ KOCHANY TOMMO!




Brak komentarzy: