wtorek, 25 lutego 2014

Rozdział 7

                                                             ~~Louis~~
 Moi ludzie pozbyli się zwłok bardzo szybko.Nigdy jednak nie interesowałem się tym,co z nimi robią...ufałem im. Poszedłem do samochodu,położyłem się na tylnych siedzeniach i,niemal od razu,zasnąłem.Nigdy mi się to nie udawało tak łatwo,jednak tym razem byłem spokojniejszy i już po chwili odpłynąłem w krainę snów.

Siedziałem na fotelu uparcie patrząc się w ścianę.Drzwi były zamknięte,a okna zasłonięte.Było późno,reszta domowników już dawno spała,lecz ja czułem,że dzisiejszej nocy nie mogę zasnąć.Czułem,że coś się wydarzy.Powoli moje powieki zaczęły opadać,ale przeszkodził im odgłos otwieranych drzwi. Obróciłem się i ją zobaczyłem.Stała w flanelowej piżamie,składającej się ze spodni i koszuli,a pod spodem miała biały top.Ułożenie jej włosów świadczyło,że długo się obracała,z boku na bok,nie mogąc zasnąć.Popatrzyła na mnie swoimi dużymi brązowymi oczami,ale tylko na jedną,jedną sekundę.Zaczęła mierzyć wzrokiem pokój,który nie był w najlepszym stanie i ziewnęła uroczo,zatrzymując swój wzrok z powrotem na mnie.
~Hej - powiedziała cichutko,jakby bojąc się,że może kogoś obudzić - nie mogę zasnąć.
Kiwnąłem na to tylko głową i rozłożyłem swoje ręce,zapraszając ją w swe objęcia.Bez zastanowienia podeszła,usiadła mi na kolanach i wtuliła się w moją klatkę piersiową.Była taka drobna,krucha i bezbronna.Położyłem na jej włosach krótki pocałunek i oparłem o nie głowę.Wziąłem wdech...truskawki.Pachniała tak samo słodko,jak wyglądała.Siedzieliśmy tak i bez słowa wtulaliśmy się w siebie,aż po chwili poczułem,że mi ciąży w ramionach.Pomyślałem tylko,że zasypia.Odczekałem chwilkę,żeby porządnie odpłynęła,po czym wziąłem ją na ręce,jak pan młody,przenoszący swoją żonę przez próg domu i ułożyłem ją na łóżku.Delikatnie przykryłem ją białą pościelą i spojrzałem na nią.Przez te egipskie ciemności widziałem tylko zarysy jej twarzy,ale to mi wystarczało.Wiedziałem jak pięknie wygląda.Podszedłem do okna i odsłoniłem je.Niebo było piękne;bezchmurne i gwiaździste,a księżyc w nowiu był ogromny.Każda gwiazda przypominała mi o błyszczących oczach Emily.Odwróciłem się w stronę łóżka.Dalej spała,a jej twarz oświetlał księżyc.Była jeszcze piękniejsza niż zwykle,była taka rozanielona,taka idealna.Poczułem,że moje oczy już nie dają rady,że muszę spać.Ułożyłem się wygodnie za nią i przytuliłem ją.Pomyślałem tylko,że chciałbym,aby ta chwila trwała wiecznie,a potem...
No właśnie...a potem się obudziłem.I wszystko zniknęło.Obraz śpiącej Emily,pięknego nieba nocą i te uczucie,które odczuwałem zawsze będąc z nią.Ten niepokój,niespokojny ból brzucha,troska i ciepło na sercu.Nie było Emily - nie było tego.
I wtedy zrozumiałem.Zrozumiałem,czego pragnę,co oznacza ten niepokój,gdy jestem z nią,ta troska i te uczucie.
Kocham ją.
Kocham Emily Stone.
Kocham.

                                                             ~~Emily~~
Z Perrie rozmawiałyśmy już całą noc o...tak właściwie to o wszystkim i o niczym.Opowiedziałam jej o moich studiach,przyjaciołach,opowiedziałam jak poznałam Patty,ile razem przeszłyśmy,a ona mi o swoim dzieciństwie,o tym jak spotkała Zayna mając siedemnaście lat i jak już po miesiącu uciekła z domu do niego.Nie widziała swoich rodziców od czterech lat,nie dzwoniła,nie pisała...o dziwo,oni także.Powiedziała,że pewnie było im to na rękę,ojciec upijał się co wieczór,a matkę obchodziła tylko kasa,na kolejne fryzury,paznokcie i ciuchy.Zrobiło mi się jej szkoda,lecz powiedziała,że nigdy nie miała z nimi dobrych kontaktów i że ani trochę za nimi nie tęskni.Potem opowiedziała mi jak z Zaynem polecieli do Paryża i jak świetnie się tam bawili.A później dowiedziałam się,że są zaręczeni.Opowiadała jak wyobraża sobie wesele i swoją suknię,która będzie szyta na miarę.Rozmawiałyśmy o jej weselu i rozmawiałyśmy,aż nastała cisza.Cisza,która już po chwili została przerwana przez Pezz.
-Hmm Emily?
-Taaak?
-Wiesz...nie mam żadnych koleżanek.Nie mam siostry.Kiedy wczoraj poznałam ciebie...byłam przeszczęśliwa.A teraz siedzimy tutaj i rozmawiamy,jak najlepsze koleżanki.Znam cię dopiero kilkanaście godzin,ale bardzo cię polubiłam.I mając nadzieję,że ty mnie też,chcę cię poprosić,abyś została moją druhną na ślubie...Zgadzasz się?
Zaniemówiłam.
-Och...Perrie...Boże,oczywiście,że się zgadzam.Ja też strasznie cię polubiłam,no bo jesteś taka miła,zabawna...Zastanawiam się,czy jest na tym świecie ktoś,kto by cię nie pokochał tak jak ja od razu po naszym pierwszym spotkaniu. - uśmiechnęłam się czule,a Pezz podeszła i mnie mocno przytuliła,szepcąc mi do lewego ucha "dziękuję" - ale...
-Ale...co? - spytała zaniepokojona.
-Nie jesteśmy koleżankami.
-Och...-spuściła wzrok.
-Od tej chwili jesteśmy przyjaciółkami głuptasie! - rzuciłam w nią poduszką,a ta spojrzała na mnie i znowu się na mnie rzuciła,przeszczęśliwa,że znalazła swoją pierwszą przyjaciółkę.
Ułożyłyśmy się obok siebie i po chwili zasnęłyśmy.

                                                              ~~Patty~~
Rano obudziłam się w jakimś pokoju,którego nie znałam.Zerwałam się z łóżka i podbiegłam do okna,za którym w oddali zobaczyłam budzący się Londyn.Odwróciłam się i rozejrzałam po pokoju.Był dosyć duży,miał trzy drzwi,biurko,komodę na książki i szafkę nocną,na której stała pięknie zdobiona lampka i szklanka z wodą - pewnie dla mnie.Na środku pokoju był duży,beżowy,puszysty dywan.Otworzyłam drzwi za łóżkiem i zobaczyłam łazienkę,a w ich sąsiednich była garderoba,w której były moje dwie walizki.Na wieszakach były też inne ubrania,nie moje,ale wolałam ubrać coś własnego.Wyciągnęłam ten strój,plecaczek i zegarek i przebrałam się,a włosy upięłam w luźny kok.Do plecaka włożyłam portfel,telefon,po czym podeszłam do drzwi naprzeciwko łóżka,otworzyłam je i zobaczyłam korytarz.Niepewnie wyszłam na niego i udałam się w stronę schodów.Zeszłam na dół do holu i na kanapie ujrzałam Perrie i Emily tulące się do siebie.Spały.
Poczułam nieprzyjemne ukłucie w sercu.Wyglądały jak najlepsze przyjaciółki.Byłam zazdrosna o Emily.Moje oczy wypełniły się łzami i poczułam jak spływają mi po policzkach.Pociągnęłam nosem,chyba trochę za głośno,bo Perrie otworzyła oczy i spojrzała na mnie.Początkowo się uśmiechała,ale gdy zobaczyła mój smutek,automatycznie,mina jej zrzedła.Podnosząc się obudziła też Emily,ale ta tylko obróciła się na drugi bok,plecami do mnie i dalej spała.Pezz podeszła do mnie i przytuliła mnie.
-Patty co się stało?Dlaczego płaczesz? - szepnęła mi do ucha.Wkurzyłam się.
-Odsuń się ode mnie! - krzyknęłam,co obudziło Em do końca.Odepchnęłam Perrie i wybiegłam z domu.

                                                              ~~Perrie~~
Nie wiedziałam co się stało Patty.Zobaczyłam tylko,że płacze i chciałam ją jakoś pocieszyć,na co ta zaczęła na mnie krzyczeć i pobiegła nie wiadomo gdzie.Stałam jak słup soli i patrzyłam w stronę drzwi,mając nadzieję,że wróci,ale to się nie stało.Wtedy podeszła do mnie Emily i położyła swoją rękę na moim ramieniu.
-Nie przejmuj się,ona czasami tak ma.
Kiwnęłam głową,ale dalej czułam się winna temu,co tutaj zaszło.Spojrzałam na zegar nad drzwiami.Była godzina 9.03,a chłopaków dalej nie było.Więc gdzie się podziewali?Nie mogłam zadzwonić do Zayna,zabiliby mnie chyba za to.Trzeba czekać.
Poszłyśmy do kuchni,Emily nastawiła wodę na kawę,a ja wyciągnęłam dwa kubki.Po chwili siedziałyśmy już przy wysepce i popijałyśmy kawę.W oczach Em widziałam,że rozmyśla,pewnie nad jej przyjaciółką.
-Emily?Może pójdziemy jej poszukać?
Pokręciła głową na tak.
Kiedy już wypiłyśmy zaprowadziłam ją do jej pokoju,a sama poszłam się umyć i ubrać do swojego.Wybrałam te ubrania,a włosy zostawiłam rozpuszczone.Zeszłam na dół i z komody w holu wyciągnęłam mój portfel i czekałam na Em.Po chwili zeszła,ubrana w to i poszłyśmy do garażu.Siedziałam już za kierownicą mojego Forda S Max i jechałyśmy wolno w kierunku centrum Londynu.Miałyśmy nadzieję,że po drodze ją spotkamy,ale niestety to się nie zdarzyło.
-Pewnie jest w Starbucksie zawsze tam  chodzi gdy jest smutna...-odezwała się Em .
Pojechałam do wskazanego przez nią miejsca. Kiedy dojechałyśmy na miejsce Emily w nadzwyczaj szybkim tempie wyszła z auta i wbiegła do kawiarni. Natomiast ja ze spuszczoną głową podążyłam za nią. Czułam, że to przeze mnie...Zauważyłam Emily, przytulała ona Patty i szeptała jej coś do ucha jednak z oczu brunetki nadal wylewały się łzy. Natychmiast  do nich podeszłam.
-Patricia, nie płacz proszę cię, jeśli to jest związane ze mną lub jeśli ci coś zrobiłam to przepraszam, tylko powiedz mi co się stało?-spytałam płaczliwym tonem, czułam, że się za chwilę rozpłacze.
-Tsaaa, nie udawaj, może jeszcze powiesz, że niechcący mi kradniesz przyjaciółkę - sykneła, wycierając łzy.
-Jak możesz mnie o to oskarżać? Niektórzy ludzie chcą mieć dwie przyjaciółki zdajesz sobie z tego sprawę?-teraz to ja się wkurzyłam przez pół godziny ryczała i uciekła tylko dlatego, że zaprzyjaźniłam się z Em.
-O to ci chodzi? Przecież jesteś moją przyjaciółką, a to, że Pezz też nią jest nie znaczy, że  cię zostawię. Jak możesz być taką egoistką, mogłabyś też czasem pomyśleć o mnie, może ją bym chciała mieć więcej znajomych, ale ty mi na to nie pozwalasz!- wtrąciła Emily.
-Ja nie wiem czemu tak zareagowałam, nie panowałam nad sobą, naprawdę przepraszam...-Patty spuściła głowę i wpatrywała się w swoją kawę, która zdążyła zamówić przed naszym przyjazdem.
-Nic się nie stało, ale nie rób tak więcej, ok?-uśmiechnęła się moja przyjaciółka, jejku jak to dziwnie brzmi... mam przyjaciółkę z krwi i kości.
-Myślę, że tobie Perrie też się należą przeprosiny, przyjaciółki?- Patricia tym razem zwróciła się do mnie.
Uśmiechnęłam się i ją przytuliłam. Po pięciu minutkach wzięłyśmy każda po kawie Latte i poszłyśmy do samochodu.Wtedy odezwał się mój telefon.Spojrzałam na wyświetlacz: ZAYN <3. Uśmiechnęłam się i odebrałam.
-Hej kochanie! Już wróciliście?
-Perrie? Żyjecie? Boże bałem się,że coś wam się stało.
-
Niepotrzebnie - zachichotałam - miałyśmy drobny problem z Patricią,ale już jest dobrze.Zaraz będziemy w domu.
-Jaki problem?
-Nie ważne Zayn.Kończę,bo wsiadamy do samochodu.Pa!
Rozłączyłam się. Po piętnastu minutach drogi stanęłyśmy przed domem. Weszłyśmy do środka,w salonie siedział Louis i Zayn,reszta chłopaków pewnie spała.Mój chłopak podszedł do mnie i pocałował mnie na powitanie.Rzuciłam "cześć" do Louisa...nie odpowiedział.Wstał i gdzieś poszedł.
-Co mu się stało? - spytałam Zayna.
-Nie wiem. Obudził się rano nie w sosie i do nikogo się nie odzywa.
-Może dostał okres i jest w szoku? - powiedziała Emily i wszyscy się zaśmiali.
-Emily,może ty z nim pójdziesz porozmawiać? - odezwał się,przez ataki śmiechu,Zayn.
-Mogę... - odpowiedziała i jeszcze trochę chichocząc poszła w kierunku,w którym poszedł Lou.

                                                       ~~Louis~~
Poszedłem na siłownie.Musiałem się wyżyć.Zacząłem jak nieopętany walić w worek treningowy.Ręce już mnie rozbolały,więc dałem sobie chwilkę przerwy,kiedy...
-Hmm..cześć Louis. -usłyszałem jej głos. Spojrzałem w stronę,z którego dochodził.Siedziała na ławeczce obok mojej torby z ręcznikiem,wodą itd. Wyglądała tak ślicznie. Kiedy zobaczyła,że się jej przyglądam lekko się zarumieniła. Jak słodko. Zaraz...co? Nooo słodko to wygląda. Opanuj się Tomlinson.Bez tych komplementów,ok? Ok.
-Cześć - rzuciłem bez emocji i poszedłem w kierunku mojej torby po wodę.
Kiedy ją wyciągałem próbowała złapać kontakt wzrokowy pochylając głowę w moją stronę.Spojrzałem na nią,wtedy się odezwała ponownie.
-Louis,co się stało? - to był taki troskliwy ton...
-Nic - a to był taki oschły,bezuczuciowy ton. Zajebiście Tomlinson.Nie ma to jak kulturalne traktowanie dziewczyny,na której ci zależy. 
-Skoro tak. - powiedziała,tym razem tak jak ja.Beznamiętnie.Wstała i skierowała się w kierunku drzwi.Była zła,widać na kilometr.W ogóle dlaczego ja byłem taki wredny? Rozumiem dla Harrego,Liama...ale dla Emily? Ona mi nic nie zrobiła.
-Czekaj...-zatrzymała się na moje słowo.Jak słucha,mrrr...WTF?! - przepraszam.
Odwróciła się.Spojrzała na mnie surowym wzrokiem,na co ja spuściłem swój.Chciałem się odwrócić,nie mogłem już siebie znieść,kiedy...poczułem jak splata swoje ręce na mojej szyi,a głowę kładzie na mojej klatce piersiowej. Ona...ona mnie przytula? Natychmiast odwzajemniłem uścisk,nie chciałem jej puszczać.Czułem,że właśnie teraz chronię ją najlepiej,kiedy jest w moich ramionach,przytulona jak...jak w tym śnie,po którym tak się o nią bałem,że aż zacząłem ją ignorować.Bez sensu,wiem,ale...tak wyszło.Teraz liczyła się dla mnie tylko ta chwila,kiedy była tak blisko.Chciałem jej powiedzieć co czuję,chciałem to wykrzyknąć,ale nie mogłem.Jeszcze nie.Nie teraz.
-Już dobrze Louis.


TAK PRZEPRASZAM,ŻE TYLE MUSIELIŚCIE CZEKAĆ,NAPRAWDĘ ! ROZUMIECIE KONIEC PÓŁROCZA,FERIE ITD...NIE WYRABIAŁYŚMY,ALE JUŻ JEST
Dzięki za tyle wyświetleń,jeszcze chwila  i dojdziemy do 500! To super uczucie,serio :)
Nie wiem kiedy pojawi się kolejny rozdział...mam nadzieję,że dosyć szybko.
A wam jak mijają ferie? A może jeszcze nie mieliście wolnego lub już wróciliście do szkoły? Nie wiem gdzie mieszkacie,a wszędzie inaczej :D U nas leci właśnie drugi tydzień,czyli w poniedziałek do szkoły :( Więc nie spodziewać się zbyt szybko kolejnych rozdziałów...będą dodawane w weekendy.
Buźka!

















piątek, 31 stycznia 2014

Rozdział 6

Nie będę ukrywać,że z Perrie i Patty bardzo się wystraszyłyśmy. Łomot przy upadającym kamieniu był straszny,a odgłos tuczącej się szyby jeszcze gorszy.Szkło poleciało na wszystkie strony,a kamień (dosyć duży kamień) wylądował na kafelkach,które od razu popękały. Odskoczyłyśmy z dziewczynami do tyłu,bo szkło było dosłownie wszędzie.
-Kurwa.-zaklął Louis - Co to ma być?!
Podbiegł do okna mając nadzieję,że ten idiota-sprawca jeszcze tam jest,ale...nikogo nie było.Niall podszedł do kamienia,kucnął i zaczął coś przy nim robić.Spojrzałam mu przez ramię.Kamień był owinięty w biały papier.Blondyn odwinął go i zaczął czytać nabazgraną na nim wiadomość.Jaki oryginalny pomysł. Pomyślałam ironicznie. Wtedy Niall zaczął czytać na głos treść "listu".
-Macie godzinę na zabranie swoich rzeczy z jej domu... Ktoś mi wytłumaczy o co mu chodzi? - zapytał nas wyraźnie poirytowany.
-Pokaż to palancie - Louis wyrwał mu kartkę z dłoni i szybko przeleciał kartkę wzrokiem. - Kurwa. Emily,Patty chodźcie.Perrie i Zayn,wy też możecie jechać,potrzebujemy pomocy.
-A-ale gdzie jedziemy? - spytała moja przyjaciółka.Nie wyglądała za dobrze,była cała blada.
-Do waszego domu.Musicie się szybko spakować,nie wiem co on planuje,ale...chodźcie już. - złapał kluczyki,zapewne od samochodu i wyszedł z kuchni.
Spojrzeliśmy na siebie i wybiegliśmy za nim do garażu,gdzie wcisnęliśmy się do czarnego Land Rovera i odjechaliśmy.

                                           DZIESIĘĆ MINUT PÓŹNIEJ

Zatrzymaliśmy się z piskiem opon przed naszym domem.Podczas drogi nikt nic nie mówił,wszyscy byli zestresowani. Mieliśmy godzinę,godzinę na zabranie moich i Patty ciuchów,ważnych urządzeń i...no wszystkiego co się da.Wyskoczyłam z auta i poleciałam otworzyć im drzwi.Zaraz za mną biegła Perrie i Patty.
-Macie jakieś kartony? Gdzie są walizki? - spytała Pezz
-Na dole w piwnicy pod schodami. -powiedziałam i sama pobiegłam w wyznaczone miejsce. Wzięłyśmy wszystkie i poszłyśmy do naszej wspólnej garderoby.Nie było czasu na dokładne składanie,a miałyśmy tylko trzy walizki - dwie duże,jedną małą.
-Poradzę sobie z ciuchami,idźcie pakować inne rzeczy. - powiedziałam zestresowanym głosem - Patty nasze pieniądze.Weź je.
Otworzyłam wszystkie walizki,po czym po kolei brałam kolejne stosiki bluzek,spodni,sukienek...i wrzucałam do walizek. Uporałam się ze wszystkim (zaliczając do tego zapięcie walizek wypełnionych po brzegi) w dziesięć minut. Podeszłam z nimi do schodów i najzwyczajniej w świecie sturlałam każdą po kolei.Akurat przechodził Zayn i o mało nie wyrżnął przez jedną.Uśmiechnęłam się przepraszająco,na co on tylko przekręcił swoimi brązowymi oczami i zabrał pierwsze dwie do auta. Pobiegłam do Patty i z zadowoleniem zobaczyłam,że spakowała już nasze laptopy,tablet,ładowarki,radio i podobne rzeczy.Weszłam więc do mnie do pokoju i wyciągnęłam moje pudełka ze zdjęciami,pamiętnikami itp. i położyłam przed pokojem. Uznałam,że mam jeszcze kilka rzeczy do zabrania,więc zwinęłam jedno pudło sprzed łazienki,którą zajmowała się Perrie i wróciłam do pokoju. Brałam co się tylko da i wkładałam do środka: moje pudełeczka z biżuterią,wszystkie 14 par różnych okularów przeciw słonecznych,zdjęcia w ramkach,podręczniki na uczelnię i kochanego,ogromnego misia (może to głupie,ale dostałam go na święta od Patty dawno temu i zasypiam na nim od tego czasu). Kiedy szłam z tym dużym pudłem w stronę schodów usłyszałam ryk Louisa,żebyśmy się pospieszyły. Dziewczyny wyszły z pokoi z pudłami i zaczęły iść za mną. Włożyłyśmy wszystko do bagażnika i towarzystwo zaczęło pakować się do samochodu,a ja przypomniałam sobie o pudełkach ze zdjęciami.
-Jeszcze dwa pudełka mi tam zostały.Zaraz wracam.
-Emily godzina już prawie minęła... - odpowiedział mi Zayn - olej te pudełeczka i zwijajmy się stąd.
-Tam są moje wspomnienia,moje wszystkie zdjęcia.Nie zostawię tego.
-Okej leć,ale się pośpiesz. - tym razem odezwał się Tomlinson.
Wleciałam do domu.Już byłam w połowie schodów,gdy usłyszałam straszny łomot zamykanych drzwi,ale biegłam dalej.Złapałam pudełka i poszłam z powrotem,kiedy poczułam straszny smród...ogień. Zbiegłam po schodach i zobaczyłam płomienie,które odcinały mi drzwi.
-Kurwa,kurwa,kurwa - zaczęłam powtarzać w kółko.Nie wiedziałam co mam robić,zaczęłam krzyczeć imiona wszystkich,którzy przyjechali tu ze mną.Niemożliwe,żeby nie usłyszeli,nie zobaczyli...Stałam i nie wiedziałam co robić,a płomienie doszły już do salonu i zbliżały się niebezpiecznie do mnie.Stanęłam na schodach i wołałam dalej.Zaczynało mi brakować powietrza,dym był wszędzie.Wtedy do drzwi ktoś zaczął walić,chcąc je zapewne wyważyć.
-Emily!
-Emily!
Usłyszałam głosy Louisa i Zayna.Walili i walili,a mi zaczęło się kręcić w głowie.Kiedy w końcu je wyważyli z zawiasów...Zemdlałam.

                                               ~~Louis~~
Płomienie były wszędzie.Nie było drogi,żeby dostać się do leżącej na schodach Emily.Co robić,co robić...gaśnica.Jest nam potrzebna gaśnica.Bez słowa pobiegłem do samochodu,w bagażniku była jedna.Wyciągnąłem ją i wróciłem zaczynając robić sobie drogę do dziewczyny.Za mną szedł Zayn,odwróciłem się,żeby sprawdzić,czy płomienie nie odcięły nam drogi powrotnej.Na szczęście moje przypuszczenia nie były prawdziwe,ale zobaczyłem Perrie i Patty,próbujące wejść do domu.
-Wynocha stąd! -wydarłem się na nie i szedłem dalej. W końcu doszliśmy do schodów.Podniosłem Emily i przerzuciłem ją sobie przez ramię,a Zayn złapał pudełka i wziął ode mnie gaśnicę.Teraz to on szedł pierwszy,co jakiś czas gasząc kolejne płomienie.W końcu wydostaliśmy się w domu,który palił się już cały i kaszląc pobiegliśmy do auta.
-Kto to zrobił?! - wydarł się z pytaniem Zayn.
-Skąd mam wiedzieć,nic nie widziałem...wy dziewczyny nie zauważyłyście,żeby ktoś stąd odjeżdżał?
Obie zaprzeczyły.
Spojrzałem ostatni raz na palący się dom i ruszyłem w drogę do naszego.
W czasie drogi Perrie próbowała ocucić Emily,a Patty płakała w koszulkę Zayna,który ją przytulał.Pezz co jakiś czas zerkała na nich niezadowolona.
-
Zazdrośnica - mruknąłem dalej i skupiłem się na drodze.

                                                  ~~Emily~~

Obudziłam się w nieznanym mi pokoju.Łeb strasznie mnie bolała,a w gardle czułam nieprzyjemny smak dymu i gazu.Fuj.Odwróciłam głowę w prawo i zobaczyłam duże drzwi tarasowe i fotel,na którym siedziała Perrie.Widząc,że się obudziłam wstała i kucnęła przy mnie.
-No,no w końcu Em.Spałaś dobre 10 godzin.
-Eh...ghhghh - odchrząknęłam,bo do tego miałam chrypę - Cześć.
-Cześć,cześć - uśmiechnęła się - przyniosę ci wody.
Wyszła,a ja powoli usiadłam.Rozejrzałam się dookoła i stwierdziłam,że siedzę w salonie w ich domu.Spojrzałam przez okno.'Ciemno jak w dupie u murzyna' pomyślałam.Wtedy wróciła Perrie.
-Proszę. -powiedziała podając mi szklankę - nie chcę cię martwić,ale wyglądasz fatalnie.
-I tak się czuję - odpowiedziałam i spróbowałam się uśmiechnąć,ale wyszedł mi z tego chyba jakiś grymas,bo Pezz parsknęła tylko i usiadła obok mnie. -Hmm..Perrie yy...Przypomnisz mi,proszę,co się stało?
-Hmm no wiesz.Staliśmy sobie u nas w kuchni i wtedy przez okno ktoś wrzucił kamień i...-nie dokończyła,bo jej przerwałam.
-Tak,to pamiętam...Co się stało,kiedy wróciłam po te pudełka?
-Kiedy byłaś już w domu,a my rozmawialiśmy w aucie,ktoś podpalił wasz dom.Nie widzieliśmy go,a ty byłaś w środku...chłopaki zaczęli wyważać drzwi,a kiedy w końcu to zrobili wszędzie były płomienie,a ty leżałaś na schodach nieprzytomna.Musiałaś się uderzyć w głowę.W końcu cię stamtąd wyciągnęli i wróciliśmy tutaj,do nas.
-Och...A gdzie Patty?
-Śpi.
-Która godzina? -widziałam,że już ciemno,ale Patty chodzi spać po północy,więc się troszkę zmartwiłam.
Perrie spojrzała na swój zegarek.
-Po drugiej w nocy. -odpowiedziała na zadane przeze mnie pytanie - chcesz iść jeszcze spać?
-Nie,dzięki.A czemu ty nie śpisz?
-Wolałam być przy tobie.Chłopaki gdzieś pojechali,a Patt zasnęła już w samochodzie,kiedy tutaj jechaliśmy..strasznie płakała,Zayn wziął ją na ręce i zaniósł do jej pokoju,a ja...wolałam popilnować ciebie.
'Jej pokoju'.Już miała tutaj swój pokój.Dziwnie się z tym czułam,byłam w tym domu raz,nie ogarniałam go,tym bardziej Patty,która nawet nie zdążyła zobaczyć dokładnie parteru,ale pokój już miała.Głupie,wiem.
-Gdzie jest jej pokój? - spytałam,żeby przerwać ciszę,która nastała między nami.
-Obok mojego...twój jest naprzeciwko jej.
-Aha okej. - I znowu cisza.Boże,Boże,Boże,mogła by coś powiedzieć!
-Jesteś głodna? - och gratuluję Perrie,w końcu się do mnie odezwałaś.
-Hmm trochę.Zjadłabym tosty z nutellą.
-To chodź...dasz radę wstać?
-Spróbuję - odpowiedziałam,lekko się uśmiechając,po czym wstałam i zachwiałam się lekko,ale dałam radę utrzymać równowagę i zaczęłam stawiać pierwsze kroki,a Pezz szła za mną.
Doczłapałam do kuchni i zauważyłam,że wstawili nowe okno. 'Szybcy są.' pomyślałam. Blondynka podeszła do lodówki i wyciągnęła chleb tostowy.
-Nutella jest w szafce nad zlewem - powiedziała do mnie i włożyła pierwsze dwa kawałki chleba do tostera.
Po chwili już zajadałyśmy się pysznymi tostami.

                                                          ~~Louis~~
Kiedy wróciliśmy do domu Zayn zaniósł Patty do jej nowego pokoju,a ja ułożyłem Emily na kanapie.Pezz bez słowa usiadła na fotelu i patrzyła co robię.Zwołałem wszystkich chłopaków,naładowaliśmy broń i wyszliśmy.Rzuciłem tylko do blondynki,że wrócimy dopiero jutro,może nawet wieczorem.Kiwnęła głową,pocałowała Zayna na pożegnanie,po czym usiadła na swoim miejscu i zaczęła oglądać telewizję.Nigdy nie zadawała pytań typu: gdzie jedziecie,co chcecie zrobić.Dobrze wiedziała,że to nie jej sprawa,że nie musi wiedzieć..I dobrze.Usiadłem za kierownicą i ruszyłem. Mieliśmy niełatwe zadanie,trzeba było odnaleźć tego gnojka,który podpalił dom dziewczyn i dowiedzieć się,gdzie jest jego szef.Zadanie serio do dupy,bo nawet go nie widzieliśmy,prawda?Ale było oczywiste,że ten baran pójdzie do stałej kryjówki Johnatana,która znajduje się pod Big Benem.Odkryliśmy ją razem z tatą,kiedy miałem 17 lat i postanowiliśmy,że na razie jego ludzie nie muszą wiedzieć,że ją znamy...trzymałem się tego do dzisiaj.
-Gdzie jedziemy? - spytał Zayn
-Pod Big Ben.Będziemy tam siedzieć i patrzeć na każdego podejrzanego...poznamy ich,zobaczycie.
-A co jeśli nie? - tym razem pytanie zadał mi Harry
-Powiedziałem,że poznamy. - odpowiedziałem trochę zirytowany.
Resztę drogi nikt się nie odzywał.Szykowali broń,podsłuchy i nadajniki,a ja prowadziłem samochód.

                                                   5 godzin później-Louis?...Louis słyszysz mnie? - w moim uchu rozległ się głos Zayna.
-Hmm no słyszę - odpowiedziałem patrząc na zegarek.Było już po północy i przysnęło mi się na tylnych siedzeniach auta.Chłopaki chodzili po ulicach i siedzieli w pub'ach w okolicy.
-Big Ben normalnie jest zamknięty.Przed chwilą dwaj faceci weszli do środka tylnymi drzwiami...Chyba były otwarte. - powiedział,a ja od razu zerwałem się z podłogi i usiadłem z przodu odpalając silnik.Rzuciłem tylko,żeby zwołał wszystkich w bocznej alejce i ruszyłem.

Dojeżdżając zobaczyłem,że wszyscy już czekają.Zaparkowałem i wysiadłem z auta.Nikt nic nie powiedział,byliśmy bardzo cicho.Wskazałem palcem na drzwi,które były jakieś 10 m od nas i prowadziły chyba do piwnic wieży zegarowej. Zayn kiwnął twierdząco głową,a ja ruszyłem wyciągając z tylnej kieszeni mój pistolet.Reszta poszła w moje ślady.
Drzwi były otwarte.Popchnąłem je lekko i zobaczyłem schody na dół,oświetlone białymi lampami.Po cichu szedłem dalej.Na dole były kolejne drzwi,które tym razem były zamknięte.
-Kurwa - zakląłem pod nosem. - Trzeba je będzie wyważyć,ale tak za pierwszym razem...Liam?
-Już się za to biorę - podszedł do drzwi i...przyłożył do nich ucho,a już po chwili zaczął chichotać.
-Stary co ty odwalasz? - zapytał Zayn. Swoją drogą chyba trochę za głośno.
-Tam jakiś gościu chrapie na całego - powiedział Liam między napadami śmiechu. Po chwili jednak spoważniał.
-Wystarczy nasz standardowy łom do rozwalenia zamka.
-To do roboty,no już! - rozkazałem i odszedłem na bok,żeby mieli miejsce,a Niall wyciągnął z torby łom,o którym mówił Liam. Po chwili drzwi były już otwarte.
Wszedłem do środka i zobaczyłem dwóch śpiących facetów,całkiem zachlanych.Na stole stały butelki po wódce i innych alkoholach,a w powietrzu unosił się zapach tego wszystkiego. Chłopaki podeszli do nich i walnęli porządnie w pysk. Ci obudzili się i pospadali z krzeseł.Podnosząc się klęli pod nosem,a moi ludzie zaczęli ich kopać.Po chwili kiedy już zwijali się z bólu posadzili ich na krzesła i przywiązali sznurem.Podszedłem do pierwszego i zacząłem "przesłuchanie":
-Kim jesteś?
-Twoją teściową - wybełkotał,za co dostał w te skrzywioną już i tak mordę.Był zapewne starszy ode mnie,miał może 30 lat.
-Spytam jeszcze raz: kim jesteś?
-eh...Nick Jonson.
-A ty? - zwróciłem się do drugiego,młodszego faceta.Gówniarz,nie wiem czy miał 18 lat.
-Sam Stick. - odpowiedział,po czym sobie zaczął ziewać.Podszedłem powoli i jemu też dałem w pysk.
-Pracujecie dla Jonatana,zgadza się?
Cisza.
-Och dajcie spokój i tak was zaraz zabiję,więc odpowiadajcie.On już wam nic nie zrobi.
Dalej cisza.
-PRACUJECIE DLA JOHNATANA,TAK CZY NIE?! - kończyła mi się cierpliwość i zacząłem się wydzierać.W końcu ten małolat mi odpowiedział.
-Tak.
-Podpaliliście dom Emily,zgadza się?
-Tak.
No i taki dialog mi odpowiada,kuźwa.
-Dlaczego kazał wam to zrobić?
-Powiedział tylko,że chce zniszczyć najpierw twoje życie,a potem cię zabić.
Jasne.Sie boję,normalnie sikam w majty.
-Ma jeszcze jakieś plany?
-Wspominał coś o jakiejś blondynce,która z wami mieszka. - tym razem odpowiedzi udzielił mi ten starszy.Na jego słowa Zayn poruszył się niespokojnie.Popatrzyłem na niego,dając mu do zrozumienia,że Perrie jest bezpieczna i ma się uspokoić.
-Coś konkretnego? Wiesz co na nią planuje?
-Nie.
Usiadłem na stole i zaczynałem rozmyślać co robić.
-Gdzie on jest?
-W L.A. załatwia jakieś sprawy z innymi.
-Ma zamiar tutaj przyjechać?
-Za dwa tygodnie.
Zapatrzyłem się w swoje czarne conversy.Myślałem jak załatwić te sprawę.co robić? Niespodziewanie odezwał się znowu ten młodszy.
-Uważajcie lepiej.On chce cie wykończyć.Psychicznie i w ogóle całkiem.Powiedział,że wszyscy twoi bliscy będą po kolei ginąć,aż zostaniesz sam i wtedy cię zabije.
-Mówił coś jeszcze?
-Nie.
Wiedziałem więc już wszystko.Mogłem się ich pozbyć.Wstałem i dałem Niallowi znak,że już mogą robić swoje,a sam wyszedłem z pomieszczenia bez słowa.Po chwili rozległy się dwa strzały.
-Dzięki. - powiedziałem sam do siebie i wyszedłem z kryjówki ludzi Johnatana.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział słaby jak na mnie,ale cóż.Tak jakoś wyszło...Mam nadzieję,że się podoba.
Następny za tydzień w piąteczek ;)
Pamiętajcie,że dzisiaj wychodzi nasz upragniony teledysk do MM o 17:00!!! Pobijamy rekord,nie zapomnijcie hehe
Na reszcie piątek,chociaż dla mnie weekend zaczął się już tydzień temu.Ten przesiedziałam w domku,zresztą Ari też od środy siedzi chora.
Życzę miłego weekendu wszystkim!
Kath. xoxo <3

A NA KONIEC NASZ KOCHANY TOMMO!




środa, 29 stycznia 2014

PRZEZABAWNE!

Właśnie weszłam na mojego ulubionego bloga o 1D One Direction Polska i zaczęłam przeglądać posty z ostatniego tygodnia. W pewnym momencie doszłam do momentu,w którym jedna z adminek pisze,że to strasznie zabawne nagranie. Włączyłam i myślałam,że posikam się ze śmiechu! Serio pooglądajcie jak macie czas,4 minutki i leżycie ;D
                                                                  [LINK]

Teraz już i ja (Kath) i Ari jesteśmy chore. Spróbuję ją namówić,żeby napisała 6 rozdział,trzymajcie kciuki!

P.S.Polecam do czytania tego bloga,który podałam wcześniej.Informacje dodają o dosyć późnej godzinie,ale im wybaczam,bo piszą o wszystkim co się działo w ciągu dnia z naszym kochanym zespołem itd. więc opłaca się.

Pozdro! xx
Kath.

wtorek, 28 stycznia 2014

Rozdział 5

                                ~~Emily~~
Ponieważ nie miałam dzisiaj zajęć, ubrałam się i wyszłam z domu, by pospacerować i przemyśleć parę spraw. Najpierw jednak udałam się do Starbucksa na kawę. Zamówiłam moje ukochane cappuccino i usiadłam w miejscu gdzie miałam doskonały widok na ulice i mogłam podglądać ludzi, którym często zdarzają się śmieszne wpadki. Moje rozmyślania przerwał dźwięk oznaczający SMS-a.

Nadawca:Zastrzeżony
Odbiorca:Emily
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Uważaj na to z kim się zaprzyjaźniasz słonko, przekaż młodemu Tomlinsonowi, że zbyt długo czekałem z zemstą. Jeśli nakapujecie policji on, ty i twoja żałosna przyjaciółeczka szybciej pożegnacie się ze światem niż miałem to w planach skarbie.
        X


Wystraszyłym się nie na żarty. Poczułam jak moje oczy napełniają się łzami, ale zamrugałam pozbywając się ich. Nie do końca wiedząc co robię wybrałam numer do Louisa i załamującym się głosem poprosiłam go by tu przyjechał, zgodził się bez wahania. Po kilku minutach dojechał na miejsce i usiadł obok mnie, a ja się...rozbeczałam ( zawsze miałam słabe nerwy).
-W co ja się wpakowałam?- wyszeptałam ocierając łzy i bez słowa oddałam mu telefon. Patrzyłam jak oczy mu ciemnieją z każdym przeczytanym słowem. Potem wstał i chwycił mnie za nadgarstek.
-Jedziemy do mnie muszę ci wszystko wytłumaczyć i nie rycz, bo ludzie myślą, że przeze mnie, słyszysz?-powiedział władczym tonem, po czym szybkim krokiem wyszliśmy z kawiarni. Wsiadłam do jego auta,  oczywiście innego niż ostatnio. Kiedy dojechaliśmy, zobaczyłam ogromny dom, Louis zaczął szukać kluczyków. Przeklął pod nosem, gdy po kilku minutach nadal nie umiał ich znaleźć, jednak mi się znudziło czekanie na niego i wpadłam na znakomity pomysł ...zadzwoniłam do drzwi. On obdarzył mnie spojrzeniem mówiącym: prawie znalazłem! Otworzył nam chłopak z kręconymi włosami, uśmiechnął się szeroko na widok Tomlinsona. Zauważyłam przyczajonego farbowanego blondyna, który czekał na dobry moment, by oblać tego pierwszego wodą.
-Emily, to jest Harry należy do naszego gangu, a ten za nim to Niall mój najlepszy przyjaciel,a gdzieś tam się kręci Zayn. -Lou przerwał niezręczną ciszę.
-Chłopaki to Emily musimy jej coś wyjaśnić...
                   
                        ~~Harry~~
Ta dziewczyna. Niezła jest, ale boję się że jak ją spróbuje poderwać to Tomlinson mnie zabije. Jest inna niż reszta jego partnerek na jedną noc czyli cycate blondi z wielkim dupskiem, w sumie one bardziej przypominają krowę niż człowieka, a bym był zapomniał każda ma wytapetowaną mordę.
-Gdzie jest reszta chłopaków i Paul?-moje rozmyślania przerwał głos Louisa.
-Grają w fife w salonie. A co?-spytałem.
-Wołaj ich,za minute w kuchni.
Kiedy im powiedziałem,że wściekły Tommo na nich czeka...no cóż,nigdy chyba tak jeszcze nie za******lali. To było całkiem zabawne,dopóki nie zostałem w salonie sam,a Louis nie zaczął się wydzierać "gdzie ja do cholery jestem",więc koniec końców sam znalazłem się szybciej w kuchni niż się można by spodziewać.
-Harry,kuźwa,to że kazałem ci ich zawołać na spotkanie nie znaczy,że ty możesz sobie tam zostać! Osobnych zaproszeń ci nie będę pisać! - wydarł się na mnie. Ale ma humorek...
-Jasne,sorry - mruknąłem i usiadłem obok reszty.
-Dobra słuchajcie,on wrócił.Jonatan mnie...nas - powiedział patrząc na każdego z osobna - znalazł.
O kurwa.
Byliśmy w szoku.Ten gnojek miał dać nam spokój,Tomlinson obiecał! Jako pierwszy odezwał się Niall.
-To jaki masz plan? Co robimy?
-Nie mam żadnego planu..
-Ale ja kto ?! Przecież on nas pozabija jak czegoś nie zrobisz!
-Zawsze masz plan,co z tobą?!
-Ja wiem co.Ta mała go rozprasza.
-Zamknąć ryj! Idioci,jeszcze chwila i sam was tu powystrzelam jak kaczki! - Oł noł,Louis się wkurzył jeszcze bardziej...Dosłownie był czerwony ze złości. - Emily...została w to wmieszana przypadkiem.Ale teraz już jej nie możemy zostawić,przecież on ją zabije...
-No i co,już nie jedna twoja laska zginęła przez niego.Jedna w te czy wewte nic nie zmieni chyba,mam racje? - To był Paul.Idiota zanim coś powie mógłby się dwa razy zastanowić.A reszta baranów z towarzystwa jeszcze przyznała mu racje. I jak tu się nie wkurwić?
-Paul wynocha. - odezwałem się.
-C-co? - odpowiedział mi zmieszany
-Słyszałeś.Won,przecież on cie za chwile rozsadzi!
Ten bez słowa wyszedł.Po chwili usłyszeliśmy trzask drzwi wejściowych i już go nie było.Spojrzałem na Louisa,a potem stojącą za nim Em. Była w szoku,blada jak ściana,oczy ze szkła,cała się trzęsła.Spojrzała wtedy na mnie,uśmiechnąłem się blado,a ona...zero reakcji. Louis akurat się do niej odwrócił.
-Emily on żartował,nic ci się nie stanie,zadbam o to.
-J-j-jasne...j-już raz pra-awie przez cie-ebie zginęłam.J-jak mam ci uf-fać? - ciągnęła swój monolog,strasznie się jąkając. Szkoda mi jej było,taka niewinna,bezbronna,krucha...Wtedy uznałem,że ona nie może zginąć,nie może! Jeśli Louis jej nie obroni,ja to zrobię. Harry,a ty co?Zakochałeś się? Może...nie no co?! Oczywiście,że nie,ja...ja nie mogę. - A-a co je-eśli stanie się c-coś Patt-ty ?!
-Do jasnej cholery,nic wam się nie stanie! Zadzwoń do niej,powiedz,że Niall już po nią jedzie.Ma czekać przed waszym domem. - Tomlinson już dosłownie nad sobą nie panował,skoro krzyczał na tego aniołka. Aniołka? Kuźwa Styles ogar! Ja już też nad sobą nie panuję,skoro gadam takie rzeczy.

                                                 ~~Emily~~

Wyciągnęłam mojego iPhona i zadzwoniłam do Patty.Odebrała,co mnie zdziwiło,po pierwszych dwóch sygnałach (nie w jej stylu) ale miała zaspany głos.
-H-halo?
-Patty ubieraj się.
-Wal sie Em,ja chcę spać.
-Ale Patty,jeden chłopak po ciebie jedzie...
-Blondyn czy brunet? - spytała bardziej ożywiona.
-Blondyn,ale chyba farbowany...odrosty mu widać.
-Gej?
-Raczej wątpie...ubierasz się?
-Ma przyjechać chłopak. W tym przypadku jestem już prawie uczesana - zaśmiała się - a gdzie .... - przerwała. Pewnie prostowała włosy. - Gdzie ja z nim mam jechać?
-Do mnie. Do domu Louisa.
-I cała magia prysła.
-No dzięki.Tobie on i tak będzie potrzebny tylko na jedną noc...
-A spadaj! Ja taka nie jestem.
-Sama spadaj. I uważaj na kominy.
-Chyba nie załapałam...
-Wiadomo,potem ci wytłumaczę.Pa.
Nie czekając na odpowiedź z jej strony rozłączyłam się. Podniosłam wzrok i zauważyłam,że całe towarzystwo się rozeszło.Został tylko ten cały Harry.
-Koleżanka się szykuje?
-Przyjaciółka. - odpowiedziałam wyraźnie poirytowana.
-Aha okej.
I wiecie co? Wyszedł.Strzelił focha i wyszedł. Focha pierdziocha (jak to mówi moja siostra) i zostałam sama.
Dookoła było cicho,wszyscy zwyczajnie wyparowali. Wzięłam się w garść i poszłam pozwiedzać ten olbrzymi ...nie to nie dom.Za duże na dom.Może willa? Tak tak będzie najlepiej. No więc poszłam pozwiedzać tą olbrzymią wille. Znalazłam salon z mega telewizorem,miał z 80 cali! Potem doszłam do jadalni,ale na stole leżało pełno papierów,zdjęć,trzy laptopy i...broń. Niefajnie. Zgadzam się. Ale w sumie to mój tata też miał broń. Zawsze mówił,że jeżeli ktoś się włamie do naszego domu to będzie się go mógł szybko pozbyć. Oni pewnie też mają ją tylko po to...Po co się oszukujesz Emily.Dobrze wiesz kim są i po co im ta broń...Poza tym ktoś ją ładował dopiero co. Faktycznie,na stole leżały też naboje. Super.
Odwróciłam się,zobaczyłam hol i schody do góry i na dół. Powiem tylko WOW. Bez zastanowienia weszłam po schodach do góry. Spoko sie chodzi po takich kręconych,dotąd miałam okazję tylko po zwykłych,prostych chodzić.Fajnie by było zjechać z tej poręczy...Boże Emili.Ale z ciebie dzieciak. Fakt,to było głupie.Weszłam do góry...w sumie nic ciekawego,długi korytarz,tak na jakieś 10m,który potem skręca w lewo i w prawo.Na samym końcu było lustro w takiej pięknej złotej ramie.Też chcę takie. Przejrzałam się w nim i uznałam,że wyglądam jak kupa nieszczęścia. Potargane włosy,wyciągnięty sweter i starte jeansy,które kocham ponad wszystko. A trudno. Poszłam w prawo. Były tam takie duuże drzwi,popchnęłam je i zobaczyłam siłownie.Było tam kilku chłopaków,ale chyba mnie nie zauważyli.Zamknęłam drzwi i poszłam do tych po lewej. Okazało się,że to zwykła sypialnia,z kolejnym telewizorem i balkonem.Nikogo tu nie było,więc weszłam do środka.Zobaczyłam,że po lewej jest rozwidlenie i dwie pary drzwi. Zajrzałam przez nie,za jednymi była ładna łazienka,bardzo stylowa z kabiną przysznicową i wanną. Za drugimi była garderoba,a w niej...ciuchy damskie. W tym momencie do pokoju weszła jakaś laska. Ładna była,nie powiem.Miała blond włosy,niebiedkie,duże oczy i mocny ciemny makijaż.Zdziwiła się na mój widok,ale nic dziwnego,weszłam przecież do jej pokoju bez pozwolenia.
-Przepraszam,ale co ty tutaj robisz? - nie była zachwycona.
-Ummm...sorry,nie wiedziałam,że to twój pokój.
-Aha,okej.Kim jesteś,jak masz na imię? - uśmiechnęła się delikatnie,a w jej policzkach pojawiły się dołeczki.
-Emily.Jestem...eee...hmm...nikim. To znaczy,nie,że nikim,jestem człowiekiem,tylko nie jestem nikim ważnym,w tym sensie nikim,a nie,że nikim,czyli na przykład duchem,albo zjawą,ja jestem nikim dla ciebie,znaczy chyba się poznamy to wtedy już nie będę dla ciebie nikim,ale na razie jestem po prostu nikim...- zmieszałam się,ona była taka ładna,taka idealna,kiedy się uśmiechnęła to ja po prostu zwariowałam,no bo to jest niemożliwe,żeby ktoś o takiej urodzie był w domu bandziorów.
-Aaa Emily! Trzeba było tak od razu! Louis wspominał,że mieliście wypadek czy cos...był wtedy nerwowy - zachichotała uroczo - ja jestem Perrie,dziewczyna Zayna. - wyciągnęła rękę w moją stronę,w geście przywitania się. Polubiłam ją.
-Aha dobra. - podałam jej rękę. Od tego momentu już nie byłam dla niej nikim,byłam znajomą.
-Zwiedzasz dom,jak się domyślam?
-Coś w tym stylu... - dopiero teraz zauważyłam,że Perrie jest w białym szlafroku,a jej włosy są jeszcze wilgotne. -Czemu jesteś mokra? - super.Musiałam zadać głupie pytanie na sam początek.
-Byłam na basenie na dole...-znowu zachichotała widząc moje zmieszanie.
-Och...oczywiście...ee nie wiedziałam,że tu jest basen.
-Tu jest wszystko skarbie - usłyszałam męski głos.Odwróciłam się i zobaczyłam szczupłego bruneta,o ciemnej karnacji.Wyglądał na mulata. Podszedł do mnie i się przedstawił - Zayn jestem.
-E-emily... - musiałam się zająkać,musiałam. Jak zwykle.
Zayn podszedł jeszcze do Perrie i ją pocałował. Skrępowana udałam,że bardzo zaciekawił mnie wzór na pościeli. W końcu wyszedł,więc popatrzyłam na Perrie.
-Poczekaj chwilke,przebiorę się i cię oprowadzę,ok?
-Ok.
Po kilku minutach wyszła z garderoby ubrana w to i białe,niskie conversy. Szybko spinając włosy w koka,kazała mi wstać i iść za sobą. Pomijając te pierwsze zdanie,które do mnie powiedziała,kiedy zobaczyła mnie,zaglądającą do jej garderoby i łazienki...była najmilszą dla mnie tutaj osobą.
Pokazała mi każdy pokój i powiedziała do kogo należy,kiedy chciała wejść na siłownię powiedziałam,że już widziałam i możemy iść dalej. Zeszłyśmy po schodach i zaprowadziła mnie do spiżarni,tam wzięłyśmy sobie po coli i zeszłyśmy na dół. Ależ tam gorąco...i zalatuje chlorem.Basen był serio duży,wydaje mi się,że wychodzi daleko za ściany domu. Do tego była tam sauna i jacuzzi. Spodobało mi się.
Kiedy już miałyśmy wracać na parter usłyszałam samochód.
-Co...skąd ten dźwięk?
-Z garażu,tam jest - wskazała ręką na drzwi po naszej prawej - pewnie któryś z chłopaków wrócił.
Perrie chciała już iść,ale ja dalej stałam i nasłuchiwałam. Kiedy otworzyły się pierwsze drzwi usłyszałam Patty.
-Iiiiiile tu aut! O ja cie kręce,lamborgini! -słychać ją było aż tutaj,a warto wspomnieć,że drzwi były zamknięte.
-Kto to? - spytała Perrie,raczej nie mając nadziei,że będę wiedzieć.
-Moja przyjaciółka Patty.
-Ooo fajnie. Ona też będzie z nami mieszkać? W końcu nie będę jedyną dziewczyną w tym domu szaleńców i idiotów.
-Zaraz...kto powiedział,że będziemy tu mieszkać?
-No...Louis...-Perrie była wyraźnie zmieszana.A ja wściekła.Wtedy przyszła Patty,widząc nas dwie podbiegła,grzecznie przedstawiła się blondynce,a potem mnie uściskała szepcąc do ucha,że Niall jest wspaniały. Już wiedziałam co się kroi.
-Ło cho cho,czemu tu tak zalatuje chlorem? Ej Em powiedz o co chodziło z tymi kominami?
-Do pytania pierwszego: tam jest basen - wskazałam metalowe drzwi za mną - do pytania drugiego: Powiedziałam,żebyś SPADAŁA -wyraźnie podkreśliłam ostatnie słowo - a skoro spadasz to musisz uważać na kominy po drodze...już czaisz?
-Nie.
-Trudno.Perrie chyba zajarzyła - uśmiechnęłam się do niebieskookiej,która naprawdę płakała ze śmiechu.
-Dobra dziewczyny,idziemy szukać Louisa,musi mi powiedzieć które pokoje będą dla was.
Minęła chwila,zanim do Patty dotarły słowa dziewczyny Zayna.
-Zaraz...po co pokoje? My mamy własny dom...-popatrzyła na mnie nie wiedząc o co chodzi.
-Umm...nooo...eee...mamy,mamy.Ale eee...no po prostu wiesz..eee...Louis ci wytłumaczy.
O wilku mowa.Louis akurat zszedł na dół.
-Dobra dziewczyny,to tak.Do domu na razie nie wracacie,będziecie mieszkać tutaj.Będziecie bezpieczniejsze i już. Jak macie jakieś rzeczy ważne do zabrania to wieczorem po nie pojedziemy. Idźcie zamówić coś do jedzenia,Perrie.
-Zaraz momencik. Dlaczego ja mam tu mieszkać? Emily,tylko mi nie mów,że wpakowałaś się w jakieś kłopoty przez NIEGO. Ostrzegałam cię!
-To nie moja wina,ja nic nie zrobiłam.Idę sobie spokojnie rano na kawke,patrze,a tu Louis mi wyrasta nagle.No i mi kazał z sobą jechać,to pojechałam.A w ogóle to dostałam SMSa i ja się po prostu boję o ciebie,dlatego chyba będziemy musiały troszkę tutaj pobyć,a ty masz mnie słuch...
Nie dokończyłam,bo okno w kuchni,w której byliśmy,rozbiło się,a na kafelkach wylądował duży kamień,zaraz obok Louisa.





















SORRY MISIACZKI

Długo ten rozdział piszemy,co nie? xD pogratulować. Macie szczęście,bo jestem chora i właśnie się do niego biorę...Do wieczora będzie.
A tutaj blog z opowiadaniem,które jest serio genialne i mnie po prostu...rozwala. Zajefajne teksty,warto poczytać [LINK]
Pozdro miśki
Kath.

poniedziałek, 20 stycznia 2014

.

Heey ;3
Chcemy was przeprosić,ale dzisiaj 5 rozdział raczej nie zostanie dodany :(
Byłyśmy na wycieczce szkolnej i po prostu nie mamy czasu napisać tej 5.
Obyście się nie pogniewali, hehe :*
5 rozdział należy już tylko i wyłącznie do Ari,więc trzymamy kciuki!
Zostanie on dodany NA PEWNO w tym tygodniu,ale nic nie obiecujemy,że np.już jutro,bo mamy długo lekcje,kartkówki,a później zajęcia dodatkowe...Będziemy się starać!
Zauważyliście,że wygląd bloga się zmienia? Mam nadzieję!
Bardzo prosimy,zaobserwujcie nas,będzie nam serio STRASZNIE MIŁO <3
Serdecznie pozdrawiamy!
Kath i Ari xoxo

niedziela, 19 stycznia 2014

Heey xx

Chciałabym wam podziękować,za ponad 150 wyświetleń po pierwszych 2 dniach! Jesteście niesamowici.
Teraz kilka info dla was...
No więc tak.Bloga poprowadzimy na razie anonimowo razem z moją przyjaciółką.Moje przezwisko - Kath, a jej - Ari. Nasza kolejna przyjaciółka - Ally,będzie troszke pomagać i możliwe,że sama zacznie pisać na osobnej stronie,na tym blogu. Pozdro dla niej <3
Pierwsze 3 rozdziały napisałam właśnie ja,teraz wykaże się Ari (trzymamy kciuki!)
Wczoraj były drobne problemy z dodawaniem komentarzy,ale podobno Ari to naprawiła,więc możecie pisać.
Gdybyście mieli jakieś ciekawe pomysły na temat dalszych rozdziałów i postaci to piszcie do nas! Jak chcecie jeszcze kogoś z 1D to pisać,a my się zajmiemy resztą ;)
To już chyba wszystko...Jeszcze raz dziękujemy
Pozdrawiam! xx
Kath ;3

Rozdział 4

                                         ~~ Louis~~
Biłem się z własnymi myślami. Nie wiedziałem czy wsiąść do auta i pojechać do niej czy dać jej spokój wrócić do domu. Wybrałem pierwszą wersję i po kilku minutach znajdowałem się w szpitalu. Nie lubię takich miejsc, wszędzie są cierpiący i najczęściej niewinni ludzie...przestań przecież jesteś twardzielem Louis.W recepcji spytałem gdzie ona jest,a potem ruszyłem w stronę pokoju w którym  była Emily. Zdenerwowany otworzyłem drzwi i nie pewnie wszedłem do środka. Tak jak się spodziewałem była blada, ale nie tak bardzo jak ostatnio.
-Cześć...-patrzyła na mnie nie wierząc,że naprawdę tam stoję - jak się czujesz?-mimo ,że dopiero się wybudziła że śpiączki wyglądała ślicznie. Ej dobrze się czujesz co z tobą...Ale słodzisz. Spojrzała na mnie i lekko się zarumieniła.
-Hej, jest dobrze, ale bywało lepiej...Nie musiałeś to przyjeżdżać.-powiedziała nieciekawym tonem.
-Emm tak ale yyy chciałem sprawdzić jak się czujesz, a poza tym między innymi przeze mnie tu jesteś. Jeśli moja obecność ci przeszkadza mogę wyjść...-mimo tego wcześniejszego jąkania mój głos stał się zimny jak lód.
-Nie! Ja tylko nie chciałam żebyś czuł obowiązek przyjeżdżania tutaj...nie gniewasz się?- zrobiła się czerwona, gdy  zdała sobie sprawę jak głośno krzyknęła.
- Nie,nie... Kiedy cię wypuszczają?-spytałem.
-Jutro rano.
-Przyjechać po ciebie?- była zdziwiona moją propozycją...podobnie jak ja.Czułem się,jakbym to nie ja wypowiedział te słowa.
-Hmm okej. Nie uśmiecha mi się iść na przystanek, a potem znosić obecność spoconych i owłosionych gostków w tym samym autobusie- zachichotała, a ja po chwili również wybuchnąłem śmiechem. Gdy się uspokoiliśmy, pożegnałem się i wyszedłem ze szpitala dziwnie szczęśliwy. Po chwili dostałem SMS-a. Spojrzałem na wyświetlacz telefonu widniał tam SMS o treści:

Nadawca:Nieznany
Odbiorca: Louis
----------------------------------------------------------------------------------------------
O której jutro przyjedziesz? Nie chcę się narzucać,ale nie powiedziałeś ;)
Emily.

Nadawca:Louis
Odbiorca:Emily
----------------------------------------------------------------------------------------------
Po 8. Skąd masz mój numer?

Nadawca:Emily
Odbiorca:Louis
----------------------------------------------------------------------------------------------
Nie uwierzysz, może kiedyś ci powiem

Mam tylko nadzieję,że kiedyś ją jeszcze zobaczę.
                                     
                                            ~Emily~
O 16 przyjedzie Patty, więc wypadałoby wyglądać jak człowiek. Szybkim krokiem udałam się do szpitalnej łazienki, by umyć twarz i coś zrobić z włosami (a mogłam niewiele,miałam do dyspozycji jedną gumkę i szczotkę).
 Moja przyjaciółka jak zwykle się spóźniła, cała ona. Rozsiadła się wygodnie na moim łóżku i opowiedziała wszystko co się działo w szkole pod moją nieobecność.
-Ale bez ciebie wkurzanie nauczycieli to już nie to samo...Ej,wiesz kim jest ten chłopak, który rzucił w ciebie swoją koszulką i potem z nim pojechałaś nie pytając mnie o pozwolenie?-zrobiła groźną minę na co zachichotałam, ale zaraz spoważniałam.
-Tak to Louis, można powiedzieć,że znajomy...wylałam na niego kawę i...-Patty mi przerwała, za co obrzuciłam ją nieprzyjemnym spojrzeniem.
-A wiesz jak ma na nazwisko?-spojrzała na mnie i nawet nie musiałam jej opowiadać wiedziałam, że moja mina mówiła jej wszystko.-Tomlinson. On nazywa się Louis Tomlinson jest synem Roy'a Tomlinsona, kojarzysz? Facet, który miał największy i najlepszy gang na świecie. Handlowali nielegalnie bronią,narkotykami,robili bomby dla wielu terrorystów. Louis był w tym gangu. No i tak z rok temu jakaś inna grupa napadła ich. Pozabijali każdego...tylko nie młodego Tomlinsona.
-Czemu?
-Bo zwiał skarbie. No i teraz twój kochany Louis jest poszukiwany przez największych przestępców świata.
-On nie jest mój! I w ogóle...po co mi to mówisz?
-Dziewczyno on jest niebezpieczny! Mogę się założyć,że ten wypadek ktoś spowodował celowo,mając nadzieję,że on zginie! A to ty byłaś bliska śmierci...
-To był wypadek Patty...
-To było zaplanowane.Facet co was wypchnął...zniknął.Nie było go tam,kiedy przyjechała policja.
-Na prawdę?
-Tak.Ja cie proszę,Em, trzymaj się od tego gostka z daleka.-zapadła krępująca cisza.Nie wiedziałam co jej odpowiedzieć - Ja się już będę zbierać...Przyjadę po ciebie jutro o 8:00.
-Hmm okej - uśmiechnęłam się blado - Papa.
-Buźka,papa - cmoknęła mnie delikatnie w policzek i wyszła.
Czy to co powiedziała mi Patty było możliwe? W sumie to tak.Słyszałam o tym w radiu,że zabili jakiś nielegalnych handlarzy...Ale nie wspomniano,że ktoś to przeżył.Bo nie wiedzieli Louisie, Emily. Racja,przecież zwiał.
Przed snem podjęłam decyzję.Louis Tomlinson stanowi dla mnie zagrożenie i muszę się trzymać od niego z daleka.Nie zamierzam z nim jutro wracać.

                                         *Następny dzień*
Patty tak jak obiecała była po mnie o 8:00.Wymeldowałam się ze szpitala i poszłyśmy na parking.Kiedy stałyśmy już przy samochodzie zobaczyłam wchodzącego do szpitala Louisa.
-O Boże...- szepnęłam - Patty jedziemy,szybko.
Wsiadłyśmy do naszego czarnego Volvo i ruszyłyśmy.Przy wyjeździe zobaczyłam wychodzącego już Louisa...na szczęście nawet nie spojrzał w naszą stronę.

Dojechałyśmy całkiem spokojnie do naszego domu.Jak miło w końcu znaleźć się u siebie! Stanęłam na progu i wchłaniałam ten specyficzny dla nas zapach.Truskawki.Taki był nasz płyn do pralki,żel pod prysznic,czy szampon do włosów.Całe zalatywałyśmy truskawkami,jednym się to podobało...drugim nie.Ale to była nasza ukochana woń i smak.Obie kochałyśmy truskawki.
-Hmm Patty? -spytałam
-No? Co się stało?
-Przyszły do mnie jakieś listy? Pod moją nieobecność?
-Eee...Nie zaglądałam do...
Nawet nie musiała kończyć.To było oczywiste,że się nie przejmowała czymś takim jak listy.Wzięłam kluczyki ze stołu i otworzyłam skrzynkę na dworze.Około 10 różnych listów,faktur poleciało na ziemię.Pozbierałam wszystko,zamknęłam drzwiczki i weszłam do domu.
Faktura za wodę...Za internet...Oceny z tego miesiąca...Przeglądałam szybko każdy list i odkładałam na dwa stosy: moje listy i listy Patty. Po chwili zobaczyłam małą,pożółkłą kopertę zaadresowaną do mnie.Otworzyłam,a to co zobaczyłam nie było przyjemne.Krótka treść listu sprawiła,że momentalnie zaczęłam się bać.
Ułożony tekst był z powycinanych słów z gazet,łączących się w jedno zdanie:

TO JESZCZE NIE KONIEC!

O kurwa.W co ja się wpakowałam?! Usłyszałam,że Patty schodzi po schodach,więc złapałam moje listy tak,żeby nie było widać tego konkretnego i poszłam do siebie.
W pokoju wyciągnęłam jedno z wielu małych pudełek,dokładnie te,w którym trzymałam ważne dla mnie rzeczy,pamiętniki,stare,kompromitujące zdjęcia,wyciągnęłam wszystko i na sam dół położyłam pogniecioną kartkę i kopertę.Włożyłam wszystko z powrotem,tak,żeby groźba była niewidoczna,a potem wsunęłam karton pod moje metalowe łóżko.
'Mam nadzieję,że nikt tego nie zobaczy' pomyślałam i zeszłam z powrotem na dół zrobić coś na śniadanie
-Co chcesz na śniadanie? -spytałam Patty
-Musli z jogurtem.To takie...normalne.
-Popieram hehe
W głębi duszy czułam,że moje życie już nigdy nie będzie normalne.

                                                   ~Louis~
Kiedy powiedzieli mi,że Emily wymeldowała się właśnie i wyszła...no cóż,nie byłem szczęśliwy,ale czego można się było spodziewać.Przypuszczałem,że ona po prostu nie chce mnie znać,więc pojechała wcześniej,żeby mnie nie spotkać.
Głupia przeszłość.Na 100% ktoś jej doniósł jaka jest moja i się wystraszyła.Daj sobie spokój Tomlinson. Chyba pierwszy raz ten durny głosik gadał do rzeczy.No bo co jeśli jej coś zrobią? Nie zniósł bym tego,przecież jest niewinna. Ale ładna... Ładna.Pewnie,że ładna! Mało takich dziewczyn jak ona,ale Emily zasługuje na kogoś lepszego ode mnie.
Wsiadłem do samochodu i pojechałem na siłownie.

Kiedy byłem już przed budynkiem coś zauważyłem.A konkretniej mężczyznę,około czterdziestki,który mi się przyglądał. 'Skąd ja cię znam draniu?...' zastanawiałem się w myślach.Nie,teraz sobie nie przypomnę.Zatrzymałem się udając,że szukam telefonu,a tak na prawdę kontem oka patrzyłem co robi mój "ogon". Stał i patrzył jeszcze może dwie sekundy,po czym podjechało jakieś auto,do którego wsiadł i już go nie było. Spojrzałem ostatni raz w stronę odjeżdżającego samochodu i wszedłem do środka.
W szatni przebrałem się,ubrałem adidasy i poszedłem walić w worek treningowy.
Trzeba przyznać,że nie umiałem nad sobą zapanować.Krzyczałem do worka,waliłem,darłem się...Po chwili podszedł do mnie ochroniarz,powiedział,że inni ludzie się skarżą na moje zachowanie i kazał mi wyjść.
-Mam tutaj prawo być tak jak oni! -wkurzyłem się jeszcze bardziej.
-Idź się obmyj i wypad,jak nie chcesz mieć kłopotów.
Co miałem zrobić? Facet był o głowę wyższy i chyba 100 kilo cięższy. Wściekły wziąłem swoje rzeczy i wyszedłem.
Wtedy jeszcze nie wiedziałem,że od tego dnia,kiedy mieliśmy wypadek,zaczęły się prawdziwe kłopoty.



                             


sobota, 18 stycznia 2014

Rozdział 3

                                                        ~Louis~
Siedziałem przy jej łóżku przez kilka dni bez przerwy.Miałem nadzieję,że się obudzi,zobaczy mnie,uśmiechnie i ciepłym,czułym głosem wypowie moje imie.Nie ma szans stary.
Ciało Emily zaczęło nabierać koloru.Nie była już blada jak ściana,jej usta z sinych zmieniły się w delikatnie różowe - były takie jak zwykle.Siedziałem teraz przy oknie i pisałem z moją byłą dziewczyną,a teraz dobrą przyjaciółką Cleo.

Nadawca: Cleo
Odbiorca: Louis
---------------------------------------------------------------------------------------------------
Dalej tam siedzisz? Odpisz xx

Nadawca: Louis
Odbiorca: Cleo
---------------------------------------------------------------------------------------------------
Tak.Muszę mieć pewność,że będzie żyć.Czuję się winny

Nadawca: Cleo
Odbiorca: Louis
---------------------------------------------------------------------------------------------------
Idź do domu.Jak się obudzi na pewno dadzą ci znać.

Może miała rację.Nie znałem Emily,przejmowałem się bez powodu.Jeśli teraz wyjdę i już nie wrócę to może nie będzie miała większych kłopotów przeze mnie.
Ubrałem się i wyszedłem.

                                                          ~Emily~
Szłam boso po brzegu ogromnego jeziora.
Woda była zimna jak lód,stopy już mnie szczypały,ale nie mogłam iść po piasku.Kiedy próbowałam parzył niesamowicie.
Cały czas szłam.Moja wędrówka nie miała końca.Piasek gorący jak lawa,woda zimna jak lód.Nie miałam jak uciec do lasu,który był około 50 metrów od wody.Musiałam iść dalej.
Szłam.
Jezioro nie miało końca,nie widziałam drugiego brzegu,żadnego pomostu ani nawet łódki.Pogoda była bardzo dziwnia.Dokładnie nad wodą padało,a na plaży panowały upały.Niebo podzieliło się na dwie części: szare chmury i idealny błękit.
Kończyły mi się już siły,moja wędrówka trwała już kilka dni.Zaczęłam chodzić nierówno i z wielkim trudem stawiałam kolejne kroki,ale nie umiałam się zatrzymać.
Rozległ się krzyk.Obróciłam głowę w stronę jeziora i zobaczyłam człowieka,tonącego na samym środku.Bez zastanowienia wskoczyłam do lodowatej wody.Okropny chłód przeszedł przez moje ciało,ale płynęłam dalej.Musiałam mu pomóc.Im byłam bliżej tym lepiej widziałam kto to.Louis.Jego osoba zaczęła krzyczeć moje imię i prosić o pomoc.Byłam już tak blisko,tak blisko.Nagle coś wciągnęło go pod wodę.Zanurkowałam i zobaczyłam syrenę,ciągnącą go na same dno.Ostatnie spojrzenie i zniknął w ciemnościach.Chciałam wypłynąć na powierzchnię,nabrać powietrza i płynąć za nim,ale...nie umiałam się ruszyć.Moje ruchy coś blokowało,nie umiałam płynąć ku powierzchni.Zaczęło brakować mi powietrza.
Zamknęłam oczy...

                                                    *W szpitalu*
-Pacjentka się budzi!
-Udało się!
Powoli otworzyłam oczy.Myślałam,że dalej będę w wodzie,ale obraz dookoła był biały i niewyraźny.
'Umarłam?' Zapytałam w myślach samą siebie.Powoli zaczynałam widzieć lekarzy i pielęgniarki zgromadzonych dookoła mnie.Nie miałam siły odwrócić głowy,dalej nie widziałam gdzie jestem.
'Może wyciągnęli mnie z wody i jesteśmy w lesie' Tylko jak mnie znaleźli.Byłam dobre 5 metrów pod wodą,nie mogli mnie zobaczyć.
-Witamy,witamy! Śmiało kochanie,otwórz oczy do końca.Długo spałaś,dobry tydzień! Może chociaż się wyspałaś hmm? Zaraz dojdziesz do siebie,proszę was ludzie dajcie jej odetchnąć,nie garnijcie się do pani Emily. - Jeden z lekarzy zaczął wyganiać resztę.Przyjemny człowiek,pewnie lubi swoją pracę - Sam ją zbadam,nie potrzeba mi dziesięciu ludzi do pomocy! Dziękuję,na prawdę dam radę panno Elizabeth,jestem doświadczony.
Zostaliśmy sami.
-No kochanie,powiedz coś! - Powiedział siadając obok z szerokim uśmiechem.
Był to człowiek w średnim wieku.Miał może około 45 lat.Zmarszczki na jego twarzy były ewidentnie wywołane częstym uśmiechaniem się,no ale cóż,kiedy gdybym miała takie równiutkie,bielutkie zęby jak on...Też bym się szczerzyła bez przerwy.
-Ummm - odchrząknęłam - Przepraszam,ale...gdzie jestem?
-W szpitalu słoneczko! Po tym okropnym wypadku wpadłaś w śpiączkę,ale bardzo szybko się obudziłaś.Dzielna z ciebie dziewucha,dałaś radę!
-Mówił pan,że spałam tydzień?
-Tak skarbie,dokładnie siedem dni temu trafiłaś do nas.
-A gdzie Louis? Wyciągnęliście go z wody?
-Wody? Jakiej wody kochanie? Mieliście wypadek na skrzyżowaniu,w auto,którym jechaliście uderzyły trzy samochody! To cud,że oboje żyjecie.
-Aleee...przecież nie było żadnego skrzyżowania.Chciałam go ratować,bo syrena wciągnęła go pod wodę. Nie zdążyłam i poszedł na dno.Wyciągnęliście go?
-Tak,z rozwalonego auta.Musiałaś mieć ciekawy sen kochanie...Syreny? Masz bardzo bujną wyobraźnię - zaśmiał się szczerze.
-Dobrze...może i mam.To gdzie jest Louis?
-Przypuszczam,że u siebie w domu.
-Och...a może mógłby mi pan opowiedzieć co dokładnie się stało?
-Oczywiście.No więc...-zaczął opowiadać całą historyjkę,dlaczego trafiłam do szpitala i co się dokładnie stało,a z każdym jego słowem przypomniałam sobie wszystkie wydarzenia - No więc go wypuściliśmy.
Och...oczywiście.Po co miałby się mną przejmować.Zabrał mnie ze sobą,prawie zabił i zostawił,nie przejmując się tym, czy żyję. Co.Za.Zapatrzony.W.Siebie.Dupek.
-Dobrze,to ja ci dam chwilę spokoju.Jesteś w szoku - Zaśmiał się - Za jakiś czas wrócę i cię zbadam.
-Ummm Doktorze? - odwrócił się - kiedy będę mogła wrócić do domu?
-To wywnioskujemy już po badaniach skarbie. - I wyszedł.Zostałam sama jak palec.Znowu.
Na szafce obok mojego szpitalnego łóżka zobaczyłam moje ubrania i telefon.Złapałam to drugie i zobaczyłam pięćdziesiąt nieodebranych połączeń od Patty.O kurcze,biedna musi się strasznie martwić.Od razu oddzwoniłam.
~Emily! Zdajesz sobie sprawę ile razy do ciebie dzwoniłam?!
~Patty tak cię przepraszam...Wypadek miałam i...
~Wiem kochanie.Ten chłopak,który rzucił w ciebie wtedy koszulką mi powiedział.Byłam nawet w szpitalu,ale mnie do ciebie nie wpuszczono...
Rozmawiałyśmy jeszcze chwilę.Opowiedziałam jej to,co usłyszałam od mojego lekarza.Powiedziałam,że dopiero co się obudziłam i siedzę samiuteńka w pokoju.
~Chciałabym przyjechać,ale akurat jest przerwa obiadowa...Po lekcjach pojadę do domu,wezmę twoje rzeczy i się zobaczymy? Okej?
~Dobra Patty.Dzięki.
~No to buźka,papa!
~Papa.

                                                               ~Louis~
Waliłem w czerny worek treningowy już z dziesięć minut.Tak rozładowywałem swoje emocje.Wtedy odezwał się mój telefon. SMS od Nialla

Nadawca: Niall
Odbiorca: Louis
------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dzwonili ze szpitala.Emily się obudziła i ma się w miarę dobrze.Jedziesz do niej?

Nadawca: Louis
Odbiorca: Niall
------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nie.Sorry stary,ale za dużą krzywdę jej wyrządziłem.Za godzinę będę w domu,nara.

A więc się obudziła.Tak chciałem do niej jechać,ale to by było niezręczne.Wchodzę na jej sale,w której leży podłączona do tylu maszyn,ja tylko zadrapany,a ona leży,drobna brunetka,blada i wystraszona.Bez sensu.Lepiej dla niej jak się już więcej nie zobaczymy.
Tomlinson,ty idioto.Jedź.Spakowałem swoją sportową torbę i wyszedłem.















Rozdział 2


                                                   ~Emily~
Dookoła zaczął panować chaos,a ja mogłam tylko leżeć. Nie miałam siły otworzyć oczu,krzyknąć,że żyję. Leżałam i czekałam aż ktoś mnie odnajdzie i da radę obudzić,bo tak właśnie się czułam - jak we śnie.
Bo czy to,co się stało jest możliwe? Owszem jest,ale...dlaczego zawsze ja?!
Słyszałam piski,nadjeżdżające auta policyjne i karetki,i już po chwili ktoś wziął moje bezwładne ciało na ręce i zaniósł do jednej z nich.Tam zaczęły się cyrki,próbowano zrobić wszystko,żebym tylko otworzyła oczy.Po chwili przestałam ich słyszeć.Przestałam myśleć.Zasnęłam

                                                   ~Louis~
Patrzyłem na nią cały czas.Chciałem utrzymać kontakt wzrokowy,nie mogła zasnąć! Ale zamknęła oczy,bardzo powoli i delikatnie. Nie miałem siły wykrzyknąć jej imienia,w moim gardle powstała wielka gula,która blokowała mój głos.Po chwili nadjechały karetki i już jej nie było.Powoli odwróciłem się,pomogli mi wstać.Otrząsnąłem się i dałem rade zapytać:
-Gdzie jest Emily?
Patrzono na mnie jak na wariata,aż w końcu ktoś skojarzył,że 'to ta dziewczyna co z nim jechała'
-Zabrano ją do szpitala,ty też tam zaraz pojedziesz.Mogę prosić o twoje imię?
-Louis Tomlinson.
Wkurzyłem się jak nie wiem,bałem się.Nie o siebie,tylko o nią.Co jak jej się coś stanie? Dosyć mocno uderzyła się w głowę...Może zapomni kim w ogóle jestem? Nie..nie zapomni.A co jeśli...Znaliśmy się przecież kilka dni...nie to nie była znajomość.Wiedziałem tylko jak ma na imię no i gdzie mieszka,ale poza tym nic więcej.Chciałem ją zobaczyć,przeprosić,dowiedzieć się czy nic poważnego jej się nie stało.Znajdę ją w tym zasranym szpitalu.Znajdę.
Poszedłem za jakimś pielęgniarzem do ambulansu i pojechaliśmy.Razem z nami jechał jeden glina i wypytywał mnie co się dokładnie stało.
-Jechaliśmy.Zatrzymałem się na czerwonym świetle,a wtedy jakiś dupek wjechał w nas od tyłu i wylądowaliśmy na środku skrzyżowania.
-Nie wie pan kto to był?
-Nie,jakoś o tym nie myślałem kiedy auta waliły od boku i przodu - Odpowiedziałem z ironią.
-Racja,przepraszam.Jak ma na imię pasażerka,która z panem jechała?
-Emily.Podwoziłem ją tylko na uczelnię...Nie znamy się
Zadawał mi jeszcze dużo pytań w drodze do szpitala.Kiedy dojechaliśmy zaprowadzono mnie na prześwietlenie,z którego nic nie wynikło.Opatrzyli mi więc kilka zadrapań i cięć od szkła, i pozwolili iść na komisariat.
-Co jest z Emily? -Nie ruszyłem się z miejsca.
-Emily? Jaką Emily?
-Jechała ze mną tym zasranym samochodem!Zabrali ją pierwszą!Gdzie ona jest?! - Nie umiałem nad sobą zapanować.Byłem wściekły,chciałem ją zobaczyć,przytulić...Przytulić?Tomlinson od kiedy z ciebie taki tuliś? Racja.Kuźwa co się ze mną dzieje. Już ci mówię: zakochałeś się. Nie.To niemożliwe,prawie jej nie znam.Ale trzeba przyznać,że przyciągało mnie te jej głębokie spojrzenie.Widzieliśmy się dwa razy i za każdym byłem dla niej niemiły.Żałowałem.Ale teraz po prostu muszę ją zobaczyć.
Zaprowadzili mnie do pod jakąś salkę,w której leżała,a dookoła kręciło się pełno lekarzy.Nie mogłem na to patrzeć,wyglądała okropnie.Była cała blada,a usta miała sine.Na głowie pojawił się guz po uderzeniu.Dojrzałem kilka cięć po szkle na jej rękach.Jej bladość mnie przerażała,pocieszeniem był fakt,że na maszynach,do których już była podłączona widziałem,że jeszcze żyje,że jej serce bije.Miałem dość i wyszedłem ze szpitala.
Wrócę do ciebie Emily
                                                           ~~~~

Minęły dwa dni.Policjanci dobijali się do mojego mieszkania cały wczorajszy dzień,więc im otworzyłem i przesłuchali mnie w domu.Dzisiaj mam spokój.Siedziałem w salonie na kanapie,zasłoniłem okna,a telewizor nie grał.Siedziałem i patrzyłem na pustą ścianę,a w mojej głowie odgrywały się te wszystkie sceny z wypadku...na nowo.
-Napij się Louis.To ci dobrze zrobi - mój przyjaciel,Niall,podał mi szklankę z drinkiem.
Wziąłem ją bez słowa.
-To co?Zawieźć cię do niej? - Nie odpowiadałem - A może do psychiatry? Zachowujesz się jak psychopata,siedzisz tu od wczoraj,kiedy oni wyszli. - Cisza. - Stary serio mówię.Odpowiedz mi w końcu!
-Co mam zrobić? Czuję się winny...-Zacząłem gadać sam do siebie,olewając Nialla - Jak mnie zobaczy powie,że nie chce mnie widzieć.Ale ja muszę ją zobaczyć.
-Wstawaj jedziemy do psychiatry.
-Daj mi spokój Niall! Nie jedziemy do żadnego psychiatry! - Wykrzyknąłem wstając.
-To gdzie?
-Do szpitala.










-Kath






piątek, 17 stycznia 2014

Rozdział 1

Stałam w kawiarni w kolejce po kawę. Codziennie tutaj przychodziłam rano przed rozpoczęciem zajęć. Kobieta za ladą podała mi moje capuccino,a ja zapłaciłam i wyszłam. Otwierając drzwi od razu na niego wpadłam.Moja kawka się rozlała na jego granatową koszulkę polo,przez co jego tors zaczął prześwitywać. Wystraszona podniosłam głowę i zobaczyłam wściekłego,ale niesamowicie przystojnego chłopaka.
Jezu.Jakie.Ciacho. Odezwał się denerwujący głosik w mojej główce.
-Ymm...O jezu. Strasznie cie przepraszam! - Powiedziałam,ale on nawet na mnie nie spojrzał. Stał z lekko rozchylonymi ustami i patrzył na swoją koszulke. Minęło kilka sekund,aż w końcu podniósł wzrok na moją totalnie przestraszoną twarz.
-Aaała ale parzy - powiedział poważnie - Patrz co robisz!
-Przepraszam na prawdę,jestem jeszcze zaspana,a kiedy wychodziłam serio cie nie widziałam...
-Wypierzesz mi to!
-Okej,tylko się tutaj nie rozbieraj,może..
-Jedziemy - złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć do swojego auta. Nacisnął przycisk i czarny Ford S Max,stojący jakieś 10m od nas odezwał się.
-Ale...ja mam zaraz zajęcia...
-Trudno. Masz to wyprać i już.
Wcisnął mnie do auta, zamknął drzwi i usiadł za kierownicą.Siedziałam obrażona z założonymi rękami. Po kilku minutach jazdy zatrzymaliśmy się przed wskazanym przeze mnie domem,w którym mieszkałyśmy razem z moją najlepszą przyjaciółką Patty.Wyszłam z samochodu i zaczęłam kierować się w stronę drzwi,i wtedy dostałam czymś w głowę. Odwróciłam się i zobaczyłam wiele rzeczy naraz:
*Patty patrzącą na mnie z wielkimi gałami
*Granatowe zwiniątko na kostce
*Tego chłopaka stojącego bez koszulki przed swoim autem

-Co ty robisz?!
-Miałaś wyprać.
-Nie można podać jak człowiek?
-Kiedy sobie poszłaś...
Odwróciłam się i zaczęłam otwierać drzwi,wchodząc do domu usłyszałam za sobą jeszcze,że za kilka dni wpadnie po odbiór.
Co za dupek.
                                                                          
~
~~~

Minęły dwa dni,a nieznany mi chłopak nie zjawił się. Co miałam zrobić,pobrudziłam mu koszulkę,więc ją wyprałam. Idiotka z ciebie Emily!  Tak wiem,wiem...taka już moja osobowość,Patty od lat próbuje coś ze mną zrobić,ale jej to nie wychodzi. Jestem po prostu za miękka,no ale co poradzić.

Budzik zaczął dzwonić o 6:00. Wstałam i poszłam pod krótki,zimny prysznic,żeby do końca się obudzić. Zeszłam na dół do kuchni,po drodze waląc w drzwi do pokoju Patty,żeby ją obudzić. Wzięłam zielone jabłko,torbę i ostatni raz spróbowałam obudzić Patty,krzycząc,żeby wstawała,bo już późno,po czym wyszłam i udałam się na przystanek. Czekałam już dobre pięć minut na autobus,skończyłam jabłko i zaczęłam trochę marznąć. Zacznij się może ubierać Em.Chodujesz sobie zapalenie płuc! Czasami warto posłuchać instynktu. Zza zakrętu zobaczyłam wyjeżdżającego Forda,który wydawał mi się znajomy. Zatrzymał się przy przystanku,a w oknie zobaczyłam tego chłopaka,któremu miałam wyprać koszulkę.Baran,zachował się jakby nie miał pralki w domu.
-Cześć,wyprałaś?
-Wyprałam.
-Więc oddawaj...
-Została w domu,teraz czekam na autobus.
Widziałam,że się zastanawia nad czymś,a jego oczy wyraźnie pociemniały.Może to ze złości?
-Dobra wsiadaj.Podwiozę cie.
-Aleee...
-Wsiadaj do tego zasranego auta! - zaczął się na mnie wydzierać,jakbym zrobiła nie wiadomo co.Zobaczyłam,że autobus już jedzie,a on blokował podjazd,więc wskoczyłam do samochodu i ruszyliśmy z piskiem opon.W aucie było tak strasznie gorąco,że miałam ochotę się rozebrać do naga. Zaczęłam się pocić,ale nie miałam odwagi prosić o zmniejszenie ogrzewania. Kiedy zwalnialiśmy przed światłami odezwałam się.
-Umm...Eeee tak w ogóle to jestem Emily.
-Louis.
Nawet nie obdarzył mnie spojrzeniem.Cały czas patrzył na światła,które były coraz bliżej.W końcu zatrzymaliśmy się na czerwonym i wtedy to się stało.Staliśmy spokojnie dwie sekundy aż nagle w tył auta Louisa uderzył inny samochód,z ogromną siłą,wypychając nas na sam środek skrzyżowania.Pierwsze auto z mojej strony dało radę nas ominąć,ale drugie od strony chłopaka już nie i uderzyło w lewy tył auta.Rozbiły się chyba wszystkie szyby.Odłamek szkło mocno wbił mi się w ramię,a kiedy Louis zaczął w końcu hamować,abyśmy przestali wirować po nawierzchni drogi,uderzyłam głową o schowek na różne rzeczy.Jeszcze jedno auto uderzyło od przodu i całe przedstawienie wstępne się skończyło.Ostatnie co widziałam to ledwo przytomny,Louis oparty głową o kierownice i patrzący na mnie.Potem nastała ciemność.




-Kath